Już niedługo prądu może nam zabraknąć nie tylko z powodu zbyt małej mocy elektrowni. Problemem staje się brak sieci do jego przesyłu – alarmuje firma zarządzająca krajowymi liniami wysokiego napięcia PSE Operator.

Do 2030 roku trzeba wybudować do 4 tys. km linii wysokiego napięcia, żeby nowe bloki energetyczne mogły dostarczać prąd – szacują Polskie Sieci Energetyczne.

Do 2020 r. grupy energetyczne planują wybudować 25 tys. MW nowych mocy, tj. prawie dwie trzecie tego, co już posiadamy. Nie da się ich jednak w pełni wykorzystać za pomocą istniejącej infrastruktury. W strategii dla energetyki do 2030 r. resort gospodarki zwraca uwagę na dwie zasadnicze bariery dla powstawania nowych linii i modernizacji istniejących: brak środków i złe prawo.

Największy problem z pieniędzmi na inwestycje ma państwowa spółka PSE Operator, do której należą sieci wysokiego napięcia. Z roku na rok wydaje na ten cel mniej: w 2005 r. było to 479 mln zł, w 2006 – 415 mln zł, a w dwóch kolejnych latach wydatki utrzymywały się na niezmienionym poziomie, chociaż sieć starzeje się w zastraszająco szybkim tempie.

Reklama

Aż 80 proc. linii ma ponad 30 lat, kolejne 19 proc. od 20 do 30 lat. – Koszt budowy jednego kilometra linii waha się między 100 a 500 tys. euro – mówi Mariusz Przybylik, ekspert sektora energetycznego z firmy doradczej A.T. Kearney. Z kolei Waldemar Skomudek, wiceprezes ds. infrastruktury sieciowej w PSE Operator, przyznaje, że 50 proc. majątku jest zdekapitalizowane. PSE Operator potrzebuje pieniędzy, i to dużych.

Głównym źródłem wpływów spółki są opłaty przesyłowe, które operator uważa za zbyt niskie. Urząd Regulacji Energetyki (URE), nie kwapi się, by je podwyższać, bojąc się drastycznych skoków cen energii. – W taryfach zatwierdzonych dla PSE Operator uwzględniono potrzeby inwestycyjne. Czekamy na realizację tych inwestycji – tłumaczy Mariusz Swora, prezes URE.

Ekspert A.T. Kearney zwraca jednak uwagę, że nawet gdyby wystarczyło pieniędzy, z wybudowaniem koniecznej infrastruktury mogą być problemy. – Chodzi o tzw. prawo drogi, czyli pozyskanie terenów od prywatnych właścicieli pod stawianie słupów energetycznych i stacji transformatorowych. Jest ono zbyt skomplikowane – wyjaśnia Przybylik. Wybudowanie kilku kilometrów sieci może trwać nawet 5 – 6 lat.

– Będzie jeszcze trudniej, kiedy nowe elektrownie będą powstawać w zupełnie nowych lokalizacjach, pozbawionych infrastruktury przesyłu prądu – ostrzega Przybylik. Najbardziej brakuje jej w północno-wschodniej i północnej Polsce, a właśnie ma powstać pierwsza polska elektrownia jądrowa.

Więcej w dzienniku.pl