Tytułowy cytat pochodzi z długiej listy bon motów ekspremiera Rosji Wiktora Czernomyrdina. Który to już raz rząd PiS zapewnia, operując godnościową retoryką („Chcą nas złamać, ale się nie damy!”), że się nie ugnie, by ostatecznie nagle się wycofać? Opinia Michała Potockiego.



„Nie będziemy zmieniać żadnych przepisów w ustawie o IPN” – pisała rzecznik PiS Beata Mazurek. – Ustawa jest napisana naprawdę dobrze – mówił jej autor Patryk Jaki. „Ani kroku wstecz!” – nawoływał jastrząb PiS Dominik Tarczyński. A po pół roku sporu, kosztującego nas obniżenie poziomu relacji z USA i wizerunkowy dramat, wyszło, że ustawa nie jest tak dobra, więc krok wstecz trzeba zrobić i przepisy zmienić.
Nie trzeba było w styczniu wyjmować projektu z sejmowej zamrażarki – to raz. Nie trzeba było przepychać jej nocą przez izbę wyższą – to dwa. – Jeśli coś naprawdę Amerykanów zaskoczyło, to gwałtowne przejście ustawy przez Senat. Wiem, bo byłem wtedy przez cały czas w stałym kontakcie roboczym z Departamentem Stanu – mówił DGP prezydencki minister Krzysztof Szczerski. Sam Andrzej Duda zaś nie musiał jej podpisywać – to trzy. Nawet opozycja, dla własnej wiarygodności, mogła głosować przeciwko, zamiast ze strachu przed hejtem w „Wiadomościach” wstrzymać się od głosu.
Reklama
Skoro już mleko się rozlało i ustawę, by rząd zachował twarz, miał obalić Trybunał Konstytucyjny, trzeba było tak zrobić. I to dawno temu; TK znalazłby czas, bo ostatnio się nie przepracowuje. A błyskawiczne przeprowadzenie zmiany sprawia wrażenie kapitulacji. Prasa z Jerozolimy zrozumiała przekaz: „presja ma sens”. Oczywiście PiS będzie przekonywać, że chodziło o dobrowolne poprawienie błędów. Gdyby tak było, poprawiono by też napisaną najgorzej pod względem prawnym ukraińską część zmian. Tej jednak nie ruszono.
W kwietniu do Auschwitz przyleciał prezydent Izraela Re’uwen Riwlin. Jego kancelaria wydała potem komunikat przypisujący mu oskarżenie państwa polskiego o współudział w Holokauście. Kancelaria zafałszowała ten przekaz, bo takie słowa – jak przekonują dyplomaci, którzy analizowali wystąpienie – w rzeczywistości nie padły. Tak zorganizowane państwo, jak Izrael, trudno oskarżać o celowy błąd.
Nasi rozmówcy przekonują, że chodziło o przetestowanie, czy rzeczywiście – jak zapowiadała Warszawa – karna część ustawy o IPN nie będzie stosowana. Zgodnie z tą wersją Izrael spodziewał się, że ktoś złoży zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez Riwlina, by sprawdzić w boju, co się dalej wydarzy. Riwlinowi i tak nic nie groziło, bo jako prezydent ma immunitet, zresztą takich słów nie wypowiedział. I rzeczywiście: doniesienie złożył poseł Robert Winnicki, nieświadomie wchodząc w oczekiwaną przez Izrael rolę testera ustawy.
Taktyka negocjacyjna Jerozolimy bywa bezczelna, zawsze jest ostra, a ustępstwa uznaje za słabość, która pozwala na dalsze dociskanie przeciwnika. Być może te podobieństwa z rosyjskim know-how wynikają z wpływu urodzonej w carskiej Rosji Goldy Meir, która w latach 1956–1974 wykuwała izraelską politykę jako szefowa MSZ i premier. Na pewno z położenia na mapie, które sprawia, że zasada „my ich albo oni nas” jest wysysana z mlekiem matki i przenoszona z polityki regionalnej na inne obszary. Dlatego teraz można się spodziewać głosów, że zrobiliśmy za mało, nie ruszając cywilnoprawnej części ustawy.
Nowelizacja dla wielu była zaskoczeniem i wiadomością dnia. Dla wielu, ale nie dla Izraela. Jak ustaliliśmy, obietnica zmiany ustawy padła podczas niedawnej wizyty minister Jadwigi Emilewicz w Tel Awiwie. Pretekstem było Polsko-Izraelskie Forum Biznesowe. Imprezę otworzył Cachi Hanegbi, wpływowy polityk rządzącego Likudu. Zazwyczaj przy takich okazjach mówi się dużo o projektach, dolarach i synergii. Minister Hanegbi większość mowy poświęcił przekonywaniu, że Izrael „oczekuje szybkiego rozwiązania zgodnego z prawdą historyczną”, bez czego „nie ma mowy o przywróceniu relacji na poprzedni poziom”, w międzyczasie skarżąc się na wzrost nastrojów antysemickich w Polsce. Emilewicz, która zabrała głos po Hanegbim, nie odpowiedziała na te zarzuty, a do kryzysu odniosła się krótko, nazywając go „epizodem w długiej historii współpracy”.
PiS cofnął to, czego nie należało nigdy zaczynać. Zmarły w 2010 r. premier Rosji miał na takie okazje jeszcze jedną złotą myśl. „Gdzie byli wcześniej, gdy należało myśleć, a nie trzaskać batem po siedem razy? A Czernomyrdin ostrzegał”. Wszyscy ostrzegali.

>>> Czytaj też: Wspólna deklaracja Polski i Izraela w zamian za nowelizację ustawy o IPN. Tempo prac było ekspresowe