Jak zauważył Paweł Pisarczyk z firmy Atendee Software podczas panelu dyskusyjnego "Płaszczyzny współpracy nauki z biznesem", zorganizowanego w ramach kongresu innoSHARE’18, aktualnie w Polsce panuje "moda na start-upy", jednak często zapomina się o tym, że osoby świeżo po studiach zazwyczaj nie mają doświadczenia biznesowego. "Potrzebny jest im mentoring; gdybyśmy (naukowcom bez doświadczenia biznesowego - PAP) powiedzieli +teraz zróbcie firmę+, po prostu nie daliby rady" - podkreślił.

Włodzimierz Kuc z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju mówił o tym, że takie wsparcie można uzyskać poprzez fundusze finansowane ze środków Unii Europejskiej. "Mamy 70 funduszy, które uzyskały wsparcie ze środków unijnych na ponad 2 mld zł. Zadaniem tych funduszy - a więc profesjonalnych zespołów zarządzających - jest dotarcie do tych ludzi, którzy mają pomysł na projekt, na przełomową technologię" - stwierdził. "Idealnie, żeby w zespole (zarządzającym start-upem) były osoby, które będą katalizatorem, będą prowadziły sprawy operacyjne - oraz osoby, które mają wiedzę: może to być doktorant, może to być osoba świeżo po uczelni. Nie ma ona kompetencji do zarządzania, ale będzie dbała o poziom technologiczny tego projektu" - dodał.

Uczestniczący w panelu eksperci mówili o tym, że największym problemem we współpracy nauki z biznesem jest brak wzajemnego zrozumienia potrzeb.

"Wydaje mi się, że nie ma sprzeczności w dążeniach nauki i biznesu" - stwierdził dr Jakub Sielewiesiuk, rzecznik patentowy z firmy AOMB Polska. "Biznes dąży do tego, żeby kreować wartość, która jest sensem działania firmy. Nauka dąży do tego, żeby odkrywać wiedzę i publikować. Problem polega na tym, że te strony nie zawsze się rozumieją" - wyjaśnił, zauważając przy tym, że istnieją różne narzędzia pozwalające te cele ze sobą pogodzić - jako przykład takiego rozwiązania podał patenty.

Reklama

"Nie ma żadnej sprzeczności w tym, żeby rozwinąć nową technologię, rozwiązanie techniczne, opatentować je - czyli dokonać zgłoszenia wniosku - a potem publikować artykuły naukowe na ten temat albo pokazywać tę technologię na konferencjach, na posterach, na prezentacjach" - przekonywał Sielewiesiuk. Podkreślał jednak, że warunkiem musi być tutaj zachowanie właściwej kolejności, bez narażenia na szwank możliwości uzyskania patentu. "Czyli najpierw do Urzędu Patentowego, a potem na konferencję" - mówił. Według niego, zachowanie takiej kolejności nie tylko pozwala naukowcom wywiązać się bez problemów z obowiązku publikacji wyników badań, ale również buduje zainteresowanie nową technologią.

Przed przecenianiem roli patentu ostrzegała jednak prof. Ewelina Ferchow z Instituto Tecnologico de Monterrey (Meksyk). "Myślę, że na uczelni wciąż mamy romantyczne podejście, że patent gwarantuje nam komercjalizację jakieś produktu - a prawda jest taka, że 95 proc. patentów nigdy nie zostaje wykorzystanych i ponadto trzymanie tych patentów kosztuje duże pieniądze" - mówiła.

Według niej, niezbędnym ogniwem w transferze technologii z uczelni do biznesu są uczelniane biura transferu technologii. "Zadaniem uczelni jest posiadanie empatii, pozwalającej zrozumieć, czego potrzebuje naukowiec, aby przekształcić swoje badania w coś, co może mieć wartość rynkową" - podkreślała ekspertka. Zadaniem biura transferu technologii, jak przekonywała, jest stworzenie dla naukowców odpowiednich warunków do pracy i wsparcie w sprawach administracyjnych oraz przy kontaktach z inwestorami. "Zadaniem osoby, która wykonuje badania, jest skoncentrowanie się na nich - a zadaniem uczelni jest wspieranie tych ludzi i zrozumienie, czego naukowcy potrzebują, żeby to przekuć w coś innowacyjnego" - podkreśliła Ferchow. (PAP)

autorka: Katarzyna Florencka