Systematycznie spada zdolność Marynarki Wojennej do obrony granicy morskiej. Najnowszym pomysłem na kryzys ma być zakup australijskich fregat.

Wstrzymane programy związane z zakupem okrętów powodują, że stan Marynarki Wojennej uznawany jest za katastrofalny. To potwierdzają zarówno przedstawiciele Pałacu Prezydenckiego, jak i MON. Zdaniem ekspertów za dwa-trzy lata polska flota nie będzie zdolna np. do odstraszania obcych okrętów podwodnych - czytamy w "Rzeczpospolitej".

Z informacji, które otrzymała gazeta z ośrodka prezydenckiego wynika, że próbą tymczasowego zażegnania kryzysu są negocjacje z Australijczykami, których celem mógłby być zakup dwóch lub trzech używanych fregat typu Adelaide. Rozmowy na ten temat są "bardzo zaawansowane" - usłyszała "Rzeczpospolita". Być może zostaną skonkretyzowane w trakcie sierpniowej wizyty prezydenta Andrzeja Dudy na antypodach.

Postulat zakupu fregat, które mogą operować na wszystkich akwenach, pojawił się w "Koncepcji bezpieczeństwa morskiego", przygotowanej rok temu przez Biuro Bezpieczeństwa Narodowego, i wzbudził krytykę niektórych ekspertów. Zwrócili oni uwagę, że Marynarka Wojenna potrzebuje mniejszych jednostek, a także okrętów podwodnych. Jednak rozmówca "Rz" znający kulisy negocjacji przypomina, że okręty te są wyposażone w wyrzutnie pocisków manewrujących SM-2MR, co zacznie zwiększa możliwości rażenia celów. Mogą one zwalczać pociski balistyczne.

"Nie oznacza to jednak rezygnacji z innych programów modernizacyjnych, np. programu +Miecznik+ czy +Orka+, czyli zakupu okrętów podwodnych. Tyle, że czas produkcji takiego okrętu to ok. ośmiu lat" - przekazuje "Rzeczpospolita".

Reklama