Środowe odpadniecie reprezentacji Niemiec z mundialowych rozgrywek jest przede wszystkim sportową porażką, ale może być interpretowane jako coś więcej: wyraz obecnej niepewności i wahania całych Niemiec jako kraju i społeczeństwa – pisze Leonid Bershidsky

Przeprowadziłem się do Berlina w 2014 roku w czasie poprzedniego mundialu. Niemcy zaprezentowały się wówczas jako radosna i pewna siebie drużyna, która w przeciwieństwie do swojej poprzedniczki, nie stosowała bezwzględnej taktyki wyciskania przeciwnika, ale mądrze i szybko rozgrywała swoich rywali. Zwycięstwo 7:1 z Brazylią było wynikiem wymarzonym, ale z drugiej strony można się było tego spodziewać od niemieckiej reprezentacji. Potrafiono wówczas połączyć przebiegłość i wyobraźnię zawodników o bliskowschodnich korzeniach – Mesuta Oezila i Sami Khedira, fajny atletyzm Jerome Boatenga z Ghany, rycerskość i waleczność polskiego pochodzenia Miroslava Kloze i Lukasa Podolskiego z wytrwałością buldoga i inżynierską precyzją katolika z Bawarii Bastiana Schweinsteigera.

Wiem, że posługuję się narodowymi kliszami, ale piłka nożna w dużej mierze na nich się opiera. Sport ten w swoim najlepszym wydaniu przypomina narodom o ich szczególnych cechach i siłach. Ówczesne Niemcy w 2013 roku zostały uznane przez magazyn Monocle za kraj o największej soft power na świecie. Łatwo to zrozumieć choćby na przykładzie ówczesnej reprezentacji – Niemcy potrafiły łączyć zawodników o różnym pochodzeniu i w magiczny sposób ich umiejętności i charaktery tworzyły spójną całość. Drużyna ta była obietnicą wizji odtworzonego kraju, m.in. dzięki kreatywności nowo-przybyłych, kraju wyleczonym ze straszliwej przeszłości pełnej podziałów i nienawiści.

Ówczesna niemiecka polityka również dawała więcej nadziei niż obecnie. Dwie największe partie – CSU/CSU oraz SPD – zdobyły w sumie 67,5 proc. głosów w wyborach we wrześniu 2013 roku. Niedługo potem ugrupowaniom tym udało się stworzyć koalicję, łączącą fiskalny konserwatyzm centroprawicy z wrażliwością centrolewicy. Angela Merkel była jednym z najbardziej doświadczonych przywódców w Europie, chętną do negocjacji i niezastąpioną w czasie każdego kryzysu. Była zdolna do podtrzymywania europejskich wartości – nie tylko poprzez sprzeciw wobec rosyjskiej aneksji Krymu, która była przyczyną mojej wyprowadzki z Rosji. Mogłem wówczas identyfikować się zarówno ze stylem zarządzania Angeli Merkel jak i reprezentacją Niemiec w 2014 roku.

Cztery lata później jest już trudniej. Wypływają również inne klisze. Niemieckie słowo „Angst” istnieje dziś także w języku angielskim, ponieważ oznacza coś więcej niż tylko strach. Bracia Grimm zdefiniowali to słowo Niemieckim Słowniku jako „nie tylko brak odwagi, ale także uciążliwy niepokój, poczucie wątpliwości i bycia wyciskanym”. Słowo Angst wyrasta z korzenia „eng”, co po niemiecku oznacza „wąski” i „ciasny”. Luter opisał to jako poczucie nieszczęścia, w którym „świat wydaje się zbyt ciasny dla mnie”.

Reklama

Wydaje się, że opis ten pasował idealnie do niemieckiej reprezentacji w 2018 roku. Oezil na boisku zachowywał się bezcelowo i wyglądał na rozdrażnionego, Boateng został odesłany, Khedira był tylko cieniem siebie sprzed lat, a Podolski i Klose odeszli z zespołu.

Spastyczny lęk objawiał się w grze, niepewnej defensywie, desperacji ostatnich minut i próbie odtworzenia sprawnie działającej maszyny z czasu ostatnich mistrzostw.
Podobny niepokój przenika niemiecką politykę i rząd. Stworzenie obecnej koalicji rządzącej trwało od września do połowy marca. 6 miesięcy obaw, oskarżeń i niepewności, pomimo, że obie partie rządzące reprezentują tylko 53,4 proc. głosów. Według najnowszych sondaży ugrupowania te zdobywają dziś ledwo 50 proc. poparcia.

Moc negocjacyjna Angeli Merkel, pomimo, że wciąż się tli, to jednak mocno przygasła. Inni liderzy w Europie widząc jej słabość, nie są skłonni pomóc. Przyszłość gabinetu Merkel jest zagrożona z powodu tarć z siostrzaną, bawarską CSU, która domaga się wprowadzenia kontroli na granicach, aby móc odsyłać uchodźców do kraju pierwszej rejestracji.

Nie ma dowodów na to, że “turystyka uchodźcza” jest szeroko rozpowszechniona. Imigracja wyraźnie się zmniejszyła od 2015 i 2016 roku, poziom przestępczości wśród imigrantów także zmalał. CSU, na której czele stoi minister spraw wewnętrznych Horst Seehofer wykorzystuje tę retorykę, aby poprawić notowania swojej partii przez październikowymi wyborami landowymi w Bawarii, ale sondaże nie poprawiają się. Zatem lęk jest nieracjonalny i stanowi idealne odbicie niemieckiej sytuacji. Strach Seehofera sprawia bowiem, że zachowuje się on jak roztrzęsiony zawodnik niemieckiej reprezentacji na 10 minut przed końcem meczu, prowadząc wcześniej katastrofalną grę przeciw Korei Południowej. Jednocześnie jego działania podważają pozycję Merkel do tego stopnia, że staje się ona tak niepewna, jak pozycja selekcjonera niemieckiej reprezentacji Joachima Loewa.

Możliwość niespodziewanego spowolnienia gospodarczego oraz wystąpienia politycznej niestabilności nie pasują jako tło do piłkarskich rozgrywek. Piłka nożna jest jednak wrażliwym barometrem narodowego ducha, a jeśli tak, to Niemcy są w kryzysie.

Tym, czego nauczyłem się w czasie ostatnich czterech lat jest to, że Niemcy są bezkonkurencyjne w wyciąganiu się za włosy z każdego stworzonego przez siebie bałaganu. Strach jest tylko tymczasowy. To moment wahania, który przychodzi przed przegrupowaniem – zarówno na boisku, jak i poza nim.

>>> Czytaj też: Deutsche Bank nie przeszedł amerykańskich stress-testów