Powszechnie uznawane normy w relacjach międzyludzkich mogą obowiązywać przez wieki, ale zawsze w końcu przychodzi początek epoki nowych zasad
Jesteśmy dumni z przeciwdziałających nękaniu szkoleń, jakie oferujemy w naszych produkcjach. Chcemy, aby każdy plan Netflixa był bezpiecznym i pełnym wzajemnego szacunku środowiskiem pracy” – napisano w oświadczeniu kalifornijskiej firmy, jakie przesłano do redakcji „The Independent”. Seksualna nadaktywność gwiazd filmowych przyniosła spółce Netflix ostatnio wymierne straty. Grający prezydenta w serialu „House of Cards” Kevin Spacey został wyklęty w branży filmowej, po tym jak wyszło na jaw, że 30 lat temu molestował nieletniego Anthony’ego Rappa. W praktyce oznacza to, że spółka musiała zawiesić produkcję kolejnego sezonu „House of Cards”. Nie jest to jakiś tam serial, lecz „produkcja, która uczyniła Netflix potęgą” – jak podkreślono na portalu CNN Money w listopadzie ubiegłego roku. Dzięki temu serialowi w 2012 r. kalifornijska spółka w zaledwie jeden sezon zarobiła 1 mld dol., a liczba płatnych subskrybentów wzrosła z 33 mln do 109 mln.
Biznes kręcił się znakomicie, aż nagle okazało się, że największa z gwiazd pracujących dla firmy po kilku drinkach zaczyna się uganiać za młodymi chłopcami. Wszechobecny w przestrzeni publicznej seks jest dla branży rozrywkowej czymś absolutnie cudownym pod warunkiem, że nie generuje miliardowych strat. Wówczas przychodzi pora na potępiany wcześniej celibat. Wedle nowych zasad wprowadzonych w spółce Netflix czas dozwolony na przyglądanie się innej osobie ograniczono do pięciu sekund. Jednocześnie cała kadra menedżerska przeszła cykl szkoleń uczących, jakie zachowania w relacjach międzyludzkich podczas pracy są dozwolone. Wszystko, co mogło się kojarzyć z seksem, zostało surowo zakazane. Przy okazji ukrócono też próby zawierania jakichkolwiek związków. Złożenie koleżance lub koledze propozycji umówienia się na randkę, poproszenie o telefon lub prywatnego e-maila stało się wykroczeniem podobnie surowo tępionym jak molestowanie seksualne.

Rekonstrukcja obyczajowa. Uzdrawianie moralne społeczeństwa to dla polityków bolesne zajęcie



Reklama
Po tak radykalnych reformach każdy przeor średniowiecznego klasztoru mógłby czuć się w Netflixie niemal jak w domu. Choć narzucona odgórnie totalna asceza nie wynika z przekonań religijnych, lecz zasady, iż biznes to biznes i jeśli ktoś koniecznie chce się zajmować seksem, to musi sobie poszukać innej pracy. Acz coraz surowsze standardy zachowań wprowadzane przez kolejne firmy sprawiają, że taka osoba po prostu dobrze płatnej pracy już nie znajdzie. Gdy zaś da się przyłapać na jakimś seksualnym nadużyciu, będzie skończona. I to dożywotnio, bo internet nie zapomina. Tak w epoce totalnego eksponowania seksu, gdy stał się on jednym z najpopularniejszych towarów medialnych, Zachód obiera kurs na równie totalny purytanizm. Na razie w godzinach pracy, lecz gdy już ustanawia się jakieś normy, to trudno, by przestawały obowiązywać w czasie wolnym.

Spółka ważniejsza niż seks

„Tabu stoją na straży pewnych wartości ogólnoludzkich, a ich wartość widoczna jest głównie wtedy, kiedy są łamane” – zauważa w opracowaniu „Zmiany obszarów podlegających tabu we współczesnej kulturze” Anna Dąbrowska. Surowe zakazy, których przestrzeganie społeczeństwa lub rządy potrafiły egzekwować często z ogromną brutalnością, istniały zawsze. Ale zawsze są weryfikowane przez życie i ewoluują, podążając za zmianami, jakie zachodzą w społeczności. Prawidłowość ta jak najbardziej dotyczy także norm seksualnych oraz tego, jaki model związku między parą osób jest do zaakceptowania przez wspólnotę.
Cały tekst przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej