Inwestorzy dalej wystrzegają się akcji, gdyż globalna gospodarka wykazuje niewiele oznak odwrócenia trendu spadkowego, a szacunki zysków firm są stale obniżane. W ostatnich dniach nastroje były szczególnie przygnębiające z powodu obaw o nacjonalizację wielkich globalnych banków. Pojawiły się tez niepokoje, że krach niektórych wschodzących gospodarek Europy Środkowej może zwiększyć napięcia w globalnym systemie finansowym.

W okresie niespełna dwóch miesięcy indeks Standard & Poor’s 500 spadł o 16 proc., w tym tygodniu zamykał się na najniższym poziomie od kwietnia 1997 roku. Dow Jones Industrial Average, w skład którego wchodzą akcje Citigroup, Bank of
America i General Motors wycenianie poniżej 5 dolarów za papier, potaniał w tym roku na przeszło 18 procent.

Obraz jest równie ponury pod drugiej stronie Pacyfiku. Japoński Nikkei 225 stracił w tym roku 18 proc. i zbliża się do minimalnej wartości sprzed 26 lat. Wczoraj Topix, wskaźnik szerokiego rynku w Japonii pokonał najnowsze minima od 26 lat, testując je trzeci dzień z rzędu. Inwestorzy zignorowali wypowiedzi Kaoru Yosano, japońskiego ministra finansów, że zamierza on sięgnąć po takie instrumenty wsparcia, jak wykup akcji.

W Europie i w Wielkiej Brytanii akcje juz dotarły, względnie zbliżają się, do poziomów najniższych notowań z 2003 roku, kiedy rynki zadołowały po pryśnięciu internetowej bańki. Wczoraj FTSE 100 na krótko zjechał poniżej najniższego zamknięcia na poziomie 3781 pkt z 24 listopada zanim potem powędrował wyżej. Indeks FTSE spadł w tym roku o 14 proc., podczas gdy niemiecki DAX runął na przeszło 18 proc.

Reklama

Zwolennicy wzrostu akcji argumentują, że kolejne minima zbliżają rynek do właściwego dna, ale jest to coraz bardziej fałszywa śpiewka, którą stale słyszy się od przeszło roku. Co więcej, atrakcyjne wyceny, które znajdują odzwierciedlenie w niskim współczynniku kapitalizacji zysku (price earnings ratios) i dochodach z dywidendy znacznie przewyższających rentowności 10-letnich obligacji rządowych, coraz częściej muszą być uznane z pułapkę dla inwestorów.

Indeks S&P spadł przeszło 50 proc. w porównaniu z rekordowym zamknięciem na poziomie 1565,15 pkt w październiku 2007 roku, kiedy kredytowy zator był jeszcze w powijakach. Historyczne porównania nie dają zbyt wiele powodów do otuchy. Po osiągnięciu szczytu w 1929 roku, S&P walnął 86 proc. w dół w 1932 roku.

“Inwestorów szczególnie gnębi fakt, że taki spadek stopniowo wymiata ze sceny wartościowych inwestorów, uczestników krótkiej sprzedaży i inwestorów indywidualnych” – mówi Thomas Lee, szef strategii na rynku amerykańskich akcji w JPMorgan.

Po doświadczeniach ze spadkiem cen domów, a w pewnych przypadkach otwartych strat, zamiana portfela akcji w zwykłe śmieci stanowi prawdziwy cios dla sytuacji finansowej inwestorów, zwłaszcza tych, którzy zbliżają się do wieku emerytalnego. Coraz więcej inwestorów indywidualnych pozbywa się więc akcji, pragnąc zachować przynajmniej to, co im zostało. Tym bardziej nie zamierzają wycofywać gotówki z rachunków bankowych, ani rezygnować z inwestycji w bezpieczne bony skarbowe.


“Ludzie myślą tylko o sprzedaży i ograniczeniu strat, bo obawiają się dalszego spadku wartości akcji” – uważa Anthony Conroy, główny makler w BNY ConvergEx.

Wśród globalnych akcji najgorzej wypadają walory firm finansowych. W USA indeks sektora finansowego S&P już w tym roku stracił ponad 40 proc., pomimo 57-proc. spadku w roku 2008. “Nie można mieć zdrowego systemu finansowego dopóty, dopóki banki nie staną na nogi” – dodaje Anthony Conroy.

Jeśli chodzi o wyceny wartości, to obecnie akcje S&P osiągają 13-krotnośc przeciętnych zysków firm za ostatnie 10 lat, co jest znacznie poniżej średniej 16,25 notowanej od 1900 roku. Jednak Capital Economics of London przypomina, ze współczynnik kapitalizacji zysku podczas recesji w 1982 roku spadł do poziomu 6,6. ‘Nadal nie spodziewamy się jakiegokolwiek wzrostu cen akcji,dopóki gospodarka nie sięgnie dna” – mówi John Higgins z Capital.

Dochód z dywidendy w indeksie S&P na poziomie 3,9 proc. nie daje powodu do spokoju, tym bardziej ze względu na niepewność co do chęci lub możliwości zachowania dywidendy przez spółki. Jakby dla potwierdzenia tych obaw, w poniedziałek wieczorem JPMorgan obciął swoją kwartalną dywidendę z 38 centów za akcję do zaledwie 5 centów.

Dążenie do chomikowania gotówki może w tym roku się nasilić, skoro gospodarka nie wykazuje żadnych oznak do zahamowania spadków, zaś prognozy mówią, że bankructwa firm osiągną poziom niespotykany od lat 1930-tych. .

W Wielkiej Brytanii dochód z dywidendy w indeksie FTSE All-Share od września przewyższa rentowność “dziesięciolatek” i jest obecnie 2 proc. powyżej. Za to współczynnik kapitalizacji zysku wynosi 7,9 i zbliża się do najniższego poziomu od czasu recesji z początku lat 1990-tych.

“Jeśli weźmie się pod uwagę zysk z konkurencyjnych aktywów, to akcje są tanie i atrakcyjne, nawet gdy uwzględni się perspektywę obniżek dywidendy. Ale na rynku obfitującym w awersję do ryzyka inwestorzy niekoniecznie szukają zysku. Oni szukają bezpieczeństwa. Dlatego znacznie chętniej będą wkładać pieniądze w rządowe obligacji lub na rachunek bankowy, pomimo faktu, że rzeczywisty zysk jest często w takim przypadku ujemny” – ocenia Robert Parkes, strateg rynku brytyjskich akcji w banku HSBC

Akcje amerykańskie pod względem atrakcyjności przegrywają także z obligacjami spółek. Indeks papierów z podwójnym ratingiem A, opracowywany przez Moody’s, wskazuje na poziom 5,89 proc., czyli nieco wyższy w porównaniu z 5,43 proc. z końca grudnia.

“Obligacje to atrakcyjny substytut. Ich rentowność musi spaść zanim akcje znowu staną się zniewalające” – podkreśla Jack Ablin, szef inwestycyjny w Harris Private Bank.

Tłum. T.B.

Michael Mackenzie i David Oakley