Wicepremier Włoch Luigi Di Maio oświadczył w sobotę, że jeśli kraje unijne nie wywiążą się z zobowiązań podjętych w sprawie migracji, będzie to oznaczało, że "Unia już nie istnieje". Zagroził, że włoski rząd rozważy kwestię wysokości składki do kasy UE.

Słowa politycznego lidera Ruchu Pięciu Gwiazd są głosem w dyskusji trwającej we Włoszech po zakończonym w piątek szczycie UE w Brukseli, na którym postanowiono, że w krajach członkowskich na zasadzie dobrowolności powstaną centra kontroli migrantów, a poza Unią - ośrodki do wysadzania uratowanych na morzu ze statków.

Według Francji, która zapowiedziała, że nie otworzy takich struktur, centra kontrolne powinny zostać utworzone w krajach "pierwszej linii", czyli tych, do których przybywający do Europy migranci docierają najpierw, a zatem we Włoszech, Hiszpanii i Grecji.

Jednak rząd Giuseppe Contego wykluczył taką możliwość, co - jak podkreślają komentatorzy - pod znakiem zapytania stawia ustalenia szczytu, który nie przyniósł konkretnych rozwiązań dla Włoch.

Trzeba pomóc Merkel. Niemiecka realpolitik wymaga dobrej współpracy z Polską

Reklama

Conte oświadczył po tych obradach, że we wnioskach z nich "nigdzie nie jest napisane", że ośrodki kontroli migrantów w Europie muszą być utworzone w jakimś konkretnym kraju. Premier nie krył również irytacji postawą francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona i mówił, że wszystkie państwa UE mogą takie centra otworzyć, "w tym Francja".

Wicepremier Di Maio powiedział dziennikarzom w Mediolanie, odnosząc się do polemiki na tym tle: "W wymiarze europejskim nie jest to mecz, w którym jest wygrany i przegrany. Mnie się wydaje, że wczoraj ustanowiliśmy zasadę, że bez Włoch nie ma żadnego rozwiązania" problemu. "Ten, kto przybywa do Włoch, przybywa do Europy, a zatem migranci trafiający do Włoch to sprawa europejska" - oświadczył.

Di Maio przyznał, że ustalenia unijnego szczytu nie wywołują w nim "szczególnego entuzjazmu". "Powstał znakomity punkt wyjścia, teraz oczekuję od państw UE, że dochowają wierności słowu danemu w dokumencie podpisanym przez wszystkie kraje europejskie. Jeśli tego nie zrobią, to znaczy, że Unia już nie istnieje" - dodał włoski wicepremier.

Następnie zauważył: "Obrady trwają do godz. 5 rano, pisze się razem dokument, mówi się o chęci udzielenia pomocy Włochom w sprawie migrantów, mówi się, że ten, kto przypływa do Włoch, przybywa do Europy, jest intencja rewizji regulaminu azylowego z Dublina, ale jeśli inne kraje nie chcą tego zrobić, to znaczy, że takie spotkania niczemu nie służą".

Di Maio wyraził przekonanie, że ośrodki dla migrantów należy zakładać w krajach ich pochodzenia. "Najlepszym sposobem udzielenia pomocy tym ludziom jest stworzenie takiej sytuacji, by nie wyruszali w te podróże nadziei, które czasem przekształcają się w tragedie na morzu" - zaznaczył. Podkreślił, że w ostatnich latach organizacje pozarządowe ratujące migrantów na Morzu Śródziemnym faktycznie "wspierały" przemytników ludzi i nie koordynowały swych działań ze strażą przybrzeżną Libii, skąd odpływają łodzie.

"Ale jedno musi być jasne. Co roku wpłacamy do kasy Unii Europejskiej 20 miliardów euro. Jeśli ci panowie kilka godzin po podpisaniu dokumentu dementują go, to znaczy to, że może powinniśmy przemyśleć sprawę tych 20 miliardów euro" - powiedział Di Maio. "Ledwo uzyskało się połowiczny rezultat, a już natychmiast inne państwa robią krok wstecz. Może wtedy będziemy jeszcze bardziej przekonujący" - powiedział wicepremier i przypomniał, że Włochy mogą stosować prawo weta na unijnych obradach, co u innych budzi niepokój.

Czy dług Italii to już problem całej Europy? Włoska gospodarka jest 10 razy większa od greckiej