Słaby złoty nie musi przekreślać planów wprowadzenia go do systemu ERM2 w połowie roku - twierdzi Ministerstwo Finansów. Dużo większym zagrożeniem jest raczej gwałtowność zmian kursu, z jaką mieliśmy do czynienia w ostatnich tygodniach.
Aby spełnić kryterium kursu walutowego, trzeba wejść do ERM2, systemu, który przygotowuje do wspólnej waluty. W trakcie pobytu w ERM2 przez co najmniej dwa lata kraj kandydat musi utrzymywać kurs swojej waluty w przedziale określonym wokół ustalonego wcześniej parytetu centralnego. Zwyczajowo przyjęło się sądzić, że dopuszczalne pasmo wahań to plus/minus 15 proc. Tymczasem nie jest to wcale takie pewne. Korytarz może być asymetryczny, czyli np. dopuszczać umocnienie waluty maksymalnie o 15 proc., natomiast osłabienie o 2,25 proc.
Nawet jednak w scenariuszu optymistycznym, czyli z 15-proc. korytarzem z obu stron, złoty może mieć bardzo duże problemy, by się utrzymać w ustalonym pasmie. Gdyby złoty znalazł się w korytarzu na początku głównej fali kryzysu, czyli pod koniec września ubiegłego roku, pierwszą interwencję w obronie naszej waluty bank centralny musiałby przeprowadzić już dwa miesiące później. Od tamtego czasu złoty osłabił się względem euro aż o 42 proc.
Najbardziej gwałtowny ruch nastąpił w drugim tygodniu lutego. Złoty stracił wobec euro około 30 groszy.
Reklama
Analityków niepokoi nie tyle sam spadek kursu, ile właśnie jego gwałtowny przebieg. Główna przyczyna to stosunkowo mało płynny rynek, co oznacza, że kilka dużych transakcji może zachwiać notowaniami. I to w każdym kierunku. To sprawia, że złoty jest bardzo podatny na atak spekulacyjny. W efekcie wprowadzenie go do sztywnych ram ERM2 może narazić bank centralny na konieczność interwencji, z czym zresztą NBP się liczy.
- Problemem nie jest to, że złoty się osłabił, tylko to, że nastąpiło to tak szybko. Czteroletni trend został zniesiony w ciągu pół roku. Z tego może się brać niepewność, czy złoty będzie w stanie utrzymać się w ERM2. Choć NBP powinien sobie z tym poradzić, niekoniecznie od razu interweniując - mówi Mikołaj Kusiakowski, analityk TMS Brokers.
Jednak sam fakt, że złoty teraz jest bardzo słaby, może być korzystny w momencie wejścia do systemu. Ryzyko dalszej deprecjacji jest bowiem mniejsze, a praktyka pokazuje, że instytucje UE łatwiej godzą się na rewaluację waluty pozostającej w korytarzu niż na dewaluację. Zresztą w systemie ERM2 nie było jeszcze precedensu dewaluowania waluty kraju kandydata.
- Wysoki kurs euro jest korzystny do wejścia do ERM2. Korytarz nie musi być symetryczny, na osłabienie waluty jest w nim mniej miejsca niż na umocnienie. Gdybyśmy wchodzili do systemu przy kursie 3,5 zł za euro, to mógłby być problem, bo jak widać osłabienie do 4,7 zł za euro nie było trudne. Teraz, gdy przestrzeń do dalszej deprecjacji jest mniejsza, łatwiej byłoby utrzymać złotego w ustalonych widełkach - mówi Mikołaj Kusiakowski.
Z tego założenia wychodzi m.in. Ministerstwo Finansów, twierdząc, że nie ma podstaw, by rewidować plan wprowadzenia złotego do korytarza ERM2. Zgodnie z harmonogramem wprowadzenia euro przyjętym przez rząd nasza waluta powinna się znaleźć w systemie jeszcze w I połowie tego roku. Nie ma przy tym żadnych formalnych przeszkód - zgodę musi tylko wyrazić Unia Europejska. Rząd, co prawda, zakładał na samym początku prac nad harmonogramem, że doprowadzi jeszcze do zmiany konstytucji - by jak najbardziej zmniejszyć ryzyko związane z przebywanie w ERM2 - ale teraz jego przedstawiciele mówią, że nie jest to konieczny warunek.