Rząd włoski przyjął w czwartek projekt ustawy ograniczającej prawo do strajku w sektorze transportu i komunikacji. Wywołało to ostrą reakcję największego związku zawodowego CGIL.

Uzasadniając to "koniecznością zagwarantowania prawa obywateli do swobodnego poruszania się", centroprawicowy rząd premiera Silvio Berlusconiego chce pozostawić prawo do ogłaszania strajku tylko związkom, które reprezentują "ponad 50 proc. pracowników".

Związki, do których należy poniżej 20 proc. pracowników, przed ogłoszeniem strajku są zobowiązane przeprowadzić referendum wśród zatrudnionych i uzyskać poparcie co najmniej 30 proc. spośród nich.

Pracownicy sektora transportu świadczący "usługi o zasadniczym znaczeniu" zobowiązani będą pracować mimo strajku. Mogą - jak głosi projekt ustawy - brać w nim "wirtualny" udział, ale za godziny przepracowane w czasie strajku nie będą otrzymywali zapłaty.

Włoski minister pracy, zdrowia i polityki społecznej Maurizio Sacconi zapowiedział ściganie na podstawie prawa karnego pracowników, którzy w czasie strajku będą swymi protestami blokowali normalny ruch samochodów, pociągów lub samolotów.

Reklama

Niektóre mniejsze związki zawodowe pozytywnie przyjęły projekt ustawy, podczas gdy największy, lewicowy związek CGIL zapowiedział, że nie zgodzi się na żadne ograniczenie "konstytucyjnie zagwarantowanego prawa do strajku".

Przewodniczący CGIL Guglielmo Epifani nazwał rządowy projekt ustawy "koniem trojańskim".

Druga wielka lewicowa włoska centrala związkowa, UIL, bardziej umiarkowana, również zaprotestowała przeciwko ograniczaniu przez rząd prawa do strajku. Jej sekretarz generalny Luigi Angeletti gotów jest jednak poprzeć tę część ustawy, która broni "prawa pracownika do podjęcia indywidualnej decyzji o tym, czy ma przystąpić do strajku".

Niezależna komisja monitorująca strajki ogłosiła w czwartek w Rzymie, że w ubiegłym roku odbyło się na terenie Włoch 413 strajków personelu autobusów i metra, 301 strajków linii lotniczych i 216 strajków kolejowych.