Wspólna obligacja dla strefy euro byłaby problemem dla emisji naszych obligacji na rynkach zagranicznych. W kraju euroobligacje nie muszą jednak oznaczać kłopotów z pozyskiwaniem inwestorów na polski dług.
Wizją emisji euroobligacji - mimo dementi przedstawicieli Komisji Europejskiej i najbardziej zainteresowanych Niemiec - bardzo zmartwił się polski rząd. O tym, że kraje strefy euro mogłyby zdecydować się na emisję wspólnych obligacji, by skutecznie konkurować z obligacjami USA, spekulowała zachodnia prasa.
Premier Donald Tusk powiedział, że będzie zabiegał, aby Polska nie została wyrzucona przez silnych i bogatych za burtę taką emisją. Ekonomiści i analitycy rynku długu uważają, że to obawy nieco na wyrost.
- Nie wydaje mi się, żeby były szanse na wyemitowanie wspólnych obligacji. Strefa euro musiałaby mieć jeden budżet, a nie ma go - mówi Błażej Wajszczuk, diler obligacji z Fortis Banku.
- Zdziwiłbym się, gdyby postrzegane jako najbardziej solidne kraje Eurolandu, jak Niemcy, zgodziły się na to. To by oznaczało wzrost kosztów ich emisji, a trzeba pamiętać, że w tym roku Niemcy muszą sprzedać stosunkowo dużo obligacji - mówi Maciej Reluga, główny ekonomista BZ WBK.
Reklama
Analitycy dodają, że nawet gdyby doszło do sprzedaży obligacji Eurolandu, nie musi to automatycznie oznaczać kłopotów z pozyskiwaniem klientów na polski dług.
- To mógłby być problem, gdyby dziś inwestorzy zagraniczni byli zainteresowani naszym rynkiem papierów dłużnych. Ale nie są. W tej chwili na podaż papierów Ministerstwa Finansów odpowiadają krajowi inwestorzy, głównie OFE i TFI. Banki także, choć w mniejszym stopniu niż jakiś czas temu - mówi Marek Kaczor, diler obligacji w PKO BP.
Ministerstwo Finansów musi w tym roku pozyskać około 155 mld zł - tyle wynoszą tzw. potrzeby pożyczkowe brutto. Ale większość to rolowanie zapadającego długu. Analitycy spodziewają się, że instytucje, które dziś mają polski dług, zechcą go zamienić na nowy.
- Banki, które miały obligacje, otrzymają pieniądze. Jest bardzo prawdopodobne, że zainwestują w nowe obligacje. Straszenie tym, że nie uda się sfinansować tegorocznych potrzeb, jest trochę przesadzone - mówi Błażej Wajszczuk.
Jego zdaniem w tym roku ta kwota jest do pozyskania, nawet jeśli inwestorzy zagraniczni nie wrócą na nasz rynek. Teoretycznie MF może bowiem finansować nawet walutowe potrzeby pożyczkowe przez rynek krajowy, sprzedając bony lub obligacje za złote i wymieniając je następnie na euro w NBP. Tegoroczne potrzeby pożyczkowe w walutach obcych Ministerstwo Finansów ocenia na równowartość około 5 mld euro. Resort pozyskał z tego około 2 mld euro dzięki pożyczce z Banku Światowego i stosunkowo kosztownej emisji euroobligacji w styczniu.
Główne zagrożenie związane z emisją wspólnego długu strefy euro to wzrost kosztów polskich emisji zagranicznych.
- Wspólna euroobligacja oznaczałaby większą rentowność niemieckiego długu. Stałby się bardziej atrakcyjny dla kapitału, a np. dług grecki stałby się bezpieczniejszy, przez co też skuteczniej konkurowałby z polskim - mówi Rafał Benecki, ekonomista ING BSK.
Według Marka Kaczora konkurencja dla polskich obligacji zapewne by wzrosła, jednak w skali całego finansowania emisja obligacji denominowanych w euro to niewielka część.
- Porównując wielkość emisji w euro do sprzedaży obligacji w złotych, widać, że te złotowe odgrywają znacznie większą rolę. Emisje euroobligacji wiążą się zazwyczaj z koniecznością rolowania zapadających papierów lub obsługą długu zagranicznego, a czasem wynikają z tego, że Polska chce być obecna na rynku euro. Jednak główną rolę w finansowaniu potrzeb pożyczkowych, w tym deficytu budżetowego, odgrywają emisje w kraju - mówi diler PKO BP.