W raporcie opublikowanym w czerwcu przez Canada Mortgage and Housing Corporation (CMHC), rządową instytucję zajmującą się m.in. ubezpieczaniem kredytów hipotecznych o niskim wkładzie własnym, podano, że aż 48 proc. osób kupujących domy w Vancouver i Toronto, najdroższych kanadyjskich miastach, zapłaciła więcej, niż zakładała.

Kanadyjczycy uważają, że za wysokie ceny odpowiedzialni są zagraniczni inwestorzy - w Vancouver 68 proc. jest tego zdania, a w Toronto 48 proc. Ze względu na raporty o zainteresowaniu chińskich inwestorów w powszechnym mniemaniu za wzrost cen nieruchomości w Kanadzie odpowiedzialni są bogaci Chińczycy.

Kanada jest drugim największym kierunkiem emigracji dla zamożnych obywateli ChRL.

Media powołują się na Juwai.com, chiński portal obsługujący transakcje kupna nieruchomości poza ChRL, który podawał, że w 2017 roku Chińczycy interesowali się nieruchomościami w Kanadzie o łącznej wartości 1,45 mld USD.

Reklama

Dopiero w grudniu ubiegłego roku po raz pierwszy kanadyjski urząd statystyczny Statistics Canada i CMHC zaprezentowały dane o udziale tzw. nierezydentów w rynku mieszkaniowym. Osoby bez prawa stałego pobytu w Kanadzie były właścicielami 4,8 proc. wszystkich nieruchomości mieszkalnych w Vancouver i 3,4 proc. w Toronto.

W Vancouver dom kupowany przez nierezydenta kosztował średnio 2,3 mln CAD, zaś przez Kanadyjczyka – 1,6 mln CAD. W Toronto różnice są mniejsze: mieszkanie nie-Kanadyjczyka średnio kosztuje 439 tys. CAD, mieszkanie Kanadyjczyka jest średnio tańsze o 7,6 proc. Różnica w średnich cenach domów w Toronto wynosi 103,5 tys. CAD, czyli nierezydenci są właścicielami domów średnio droższych o 12 proc.

W kontekście wzrostu cen od 2010 roku łatwiej zrozumieć frustrację Kanadyjczyków. Jak podawała CMHC w lutym br., między 2010 a 2016 rokiem średnia cena domu w Toronto wzrosła o 67 proc. do ponad 700 tys. CAD. W Vancouver wzrost cen wyniósł w tym samym okresie 60 proc. do prawie 1 mln CAD. W Montrealu wzrost cen wyniósł 20 proc. W tym samym raporcie napisano, że „nawet jeśli dane oficjalne o udziale inwestorów zagranicznych w rynku wydają się niewielkie, to możliwe, iż percepcja wpływu na rynek zmienia oczekiwania kupujących jeśli chodzi o cenę, którą powinni zapłacić”.

Przy tym, jak wskazywał portal Juwai.com, w ciągu 2017 roku zainteresowanie Chińczyków domami i mieszkaniami w Toronto spadło o 25 proc., a w Vancouver – spadło o 18 proc. Natomiast w Montrealu wzrosło o 84,5 proc.

Przesuwanie się zainteresowania bogatych Chińczyków z Vancouver do Toronto, a obecnie także do Montrealu, towarzyszy zmianom podatkowym. W lipcu 2016 roku prowincja Kolumbia Brytyjska wprowadziła dla zagranicznych kupujących w metropolii Vancouver podatek w wysokości 15 proc. od ceny transakcji. W lutym br. podatek ten został podwyższony do 20 proc. i rozszerzono jego naliczanie na kolejne miasta.

Pojawił się też dodatkowy 0,5-proc. podatek od wartości nieruchomości dla właścicieli, którzy nie płacą podatków w Kanadzie. W przyszłym roku ma on wzrosnąć do 2 proc. W kwietniu 2017 r. również 15-proc. podatek dla nierezydentów zaczęto naliczać w Ontario, na obszarze znanym jako Greater Golden Horseshoe (od Niagary na zachodzie, przez Toronto, do Peterborough na wschodzie).

Liczba transakcji w Toronto spadła w okresie od lutego 2017 do lutego 2018 o 35 proc., na co wpływ miał też wzrost oprocentowania kredytów hipotecznych, zaostrzenie warunków ich przyznawania i - jak wskazywały media – nałożone przez Chiny obostrzenia na inwestowanie za granicą.

Są jednak sposoby na ominięcie problemu kanadyjskiego podatku. Jak mówili PAP agenci nieruchomości, Chińczycy posługują się rejestrowanymi w Kanadzie firmami. Popularne jest też kupowanie nieruchomości dla dzieci, bo w 2017 roku w kanadyjskich szkołach uczyło się prawie 140 tys. Chińczyków.

Dane o udziale zagranicznych inwestorów w kanadyjskim rynku nieruchomości wywołują rozbieżne komentarze. Zagraniczni inwestorzy nie stanowią konkurencji dla przeciętnego Kanadyjczyka, bo kupują droższe domy, ale - jak wskazywał w czerwcowym raporcie CMHC analityk Guillaume Neault - na zakup domu i ocenę rynku duży wpływ mają „opinie i postrzeganie”. Natomiast dziennik „The Globe and Mail” w marcu cytował Davida McKaya, prezesa największego kanadyjskiego banku Royal Bank of Canada, który mówił, że „nie potrzebujemy zagranicznego kapitału wykorzystującego kanadyjski rynek nieruchomości jak skarbonkę”.

Według Juwai.com w ciągu najbliższych 10 lat chińscy inwestorzy zainwestują za granicą 1,5 biliona dolarów, z czego połowa trafi na rynek nieruchomości, w tym w Australii, USA i Kanadzie.

Z Toronto Anna Lach (PAP)