Komentując wypowiedzi prezydenta Donalda Trumpa na szczycie NATO, niemiecka prasa pisze w piątek, że dzięki Sojuszowi Północnoatlantyckiemu USA są potęgą w Europie, a większość amerykańskich wydatków na zbrojenia służy podtrzymaniu globalnej pozycji tego kraju.

Kontrowersyjne wypowiedzi Trumpa w Brukseli państwa europejskie powinny potraktować serio, ale ze spokojem, bo w sporze z Waszyngtonem przewidywalne jest jedno: interesy USA - ocenia "Die Welt".

"Stany Zjednoczone są potęgą morską. Ich globalna hegemonia, która szczęśliwie dla nas wszystkich nadal się utrzymuje, bazuje na skomplikowanym systemie sojuszy i koalicji, zależnym od baz NATO w Europie. Więcej nawet - NATO wiąże najbardziej produktywne i wpływowe państwa europejskie z USA i daje USA ważny głos nawet w sprawach wewnątrzeuropejskich" - podkreśla dziennik.

Wskazuje, że "to dzięki NATO Stany Zjednoczone są potęgą europejską" i "Waszyngton musiałby postradać zmysły, by zagrozić własnej globalnej pozycji poprzez rezygnację z tego sojuszu lub jego brutalne osłabienie"; w związku z tym "nie ma powodu, by (państwa europejskie) dawały się Trumpowi traktować jak słudzy".

Jednocześnie "Die Welt" przyznaje, że Niemcy mają wiele do nadrobienia, jeśli chodzi o stan Bundeswehry i własną politykę bezpieczeństwa; apeluje, by Niemcy "wzięły na siebie odpowiedzialność odpowiadającą ich znaczeniu".

Reklama

Podobne wnioski przedstawia też "Frankfurter Allgemeine Zeitung". "Lamenty Trumpa, jakoby USA ponosiły największe obciążenia w NATO, mają niewiele wspólnego z rzeczywistością (...). Większość wydatków zbrojeniowych USA służy interesom tej światowej potęgi, a nie NATO" - ocenia dziennik.

Dlatego też - dodaje - "państwa europejskie i Kanada muszą modernizować swoje armie, które przez lata słabły, i przywrócić im zdolność bojową", a także powinny poważnie podejść do własnych deklaracji w sprawie "sprawiedliwego dzielenia się obciążeniami i odpowiedzialnością za kolektywną obronę".

"Sueddeutsche Zeitung" w utrzymanym w ostrym tonie komentarzu nazywa Trumpa "narcystycznym chamem", który "na szczycie NATO po raz kolejny pokazał, że politykę międzynarodową postrzega tak jak nowojorski rynek nieruchomości: jako kombinację gróźb, rażącej przesady i maczystowskiego pozerstwa".

Jak ocenia gazeta, po szczycie NATO "rzeczywiście jest trochę wzmocnione, bo nieracjonalne wybryki Trumpa stworzyły antytrumpową solidarność od Włoch po Estonię i od Niemiec po Wielką Brytanię".

"Nie mówi się tego głośno, ale większość przywódców państw i rządów w NATO uważa amerykańskiego prezydenta za przypadek kliniczny, przynajmniej w sensie politycznym. W związku z tym nikt nie sprzeciwia mu się zbyt głośno, by nie wybuchł, tzn. nie zaczął tweetować. To smutne, jaki wyłania się z tego obraz przywódcy dawnego hegemona Sojuszu" - dodaje "SZ".

Dziennik ocenia, że "NATO nie jest już przedłużonym ramieniem USA" i "musi bardziej niż obecnie przekształcić się w organizację bezpieczeństwa Europejczyków przy udziale USA i Kanady - na ile te kraje będą tego chciały". W centrum ich wspólnej polityki bezpieczeństwa "nie musi już stać odstraszanie wobec Wschodu, lecz deeskalacja i stabilizacja w Europie Wschodniej, Afryce Północnej oraz na Bliskim i Środkowym Wschodzie".

Europa musi odczekać, aż końca dobiegnie prezydentura Trumpa, a do tego czasu jest w stanie "realizować politykę bezpieczeństwa we własnym duchu i w życzliwym dystansie od USA Trumpa" - konkluduje "SZ".

>>> Czytaj też: Nie unikniemy już zderzenia z kryzysem? Orkiestra na Titanicu globalnej gospodarki wciąż gra