Kluczowym wydarzeniem dla rynku ropy naftowej w ostatnich dniach było spotkanie przedstawicieli państw należących do OPEC. Od dłuższego czasu uczestnicy rynku żyli spekulacjami na temat tego, czy kartel po raz kolejny zmieni limity wydobycia surowca dla swych członków. Oczekiwania na redukcję produkcji były podsycane przez wypowiedzi byłego szefa OPEC, a obecnie algierskiego ministra ds. ropy - Ch. Khelila. Twierdził on, że tego typu decyzja jest prawdopodobna, a jej brak może doprowadzić do dalszego spadku cen surowca. Inni przedstawiciele kartelu nie byli już tak radykalni w swych opiniach i wskazywali często, iż wszystkie możliwe opcje będą brane pod uwagę. Szanse na redukcję produkcji przez OPEC, przed jego spotkaniem, dodatkowo zwiększyły rewizje prognoz popytu na surowiec dokonane przez kartel i Międzynarodową Agencję Energii. Według najnowszych szacunków, zapotrzebowanie na surowiec zmniejszy się w bieżącym roku w porównaniu do poprzedniego o ponad milion baryłek dziennie i ukształtuje się w pobliżu poziomu 84,5 mln baryłek.

Ostatecznie OPEC zaskoczył swą decyzją rynek i pozostawił limity wydobycia na dotychczasowym poziomie. Jednocześnie wezwał do ściślejszego przestrzegania ograniczeń wyznaczonych w minionym roku. Jak wynika z szacunków kartelu, państwa należące do tej organizacji dostosowały swą produkcję do ustanowionych w 2008 r. limitów w 80%. Wypełnienie ich w 100% (do czego potrzebne jest zmniejszenie wydobycia o ok. 800 tys. baryłek dziennie) według oficjalnego stanowiska OPEC powinno ustabilizować rynek ropy naftowej. Jak na razie limity te z nawiązką wypełniła jedynie Arabia Saudyjska. Takie kraje jak Nigeria, czy też Iran dokonały jedynie 50% wymaganej redukcji.

Wobec oczekiwanej przez rynek zmiany limitów wydobycia, na jej brak notowania „czarnego złota” zareagowały spadkami. Wartość baryłki ropy Brent na giełdzie w Londynie na otwarciu poniedziałkowej sesji (spotkanie OPEC odbyło się w miniony weekend) odnotowała spadek z poziomu 46,00 USD na 44,00 USD. Dzięki poprawie nastrojów na światowych rynkach, która dała impuls do wzrostu kursu EUR/USD, zniżka ta została szybko z nawiązką odrobiona. Cena surowca zdołała dojść nawet do poziomu 48,00 USD. Pomiędzy tą wartością a poziomem 50 USD ukształtowało się dość silne pasmo oporów, które hamuje wzrosty cen surowca od ponad dwóch miesięcy. By powiodły się próby jego przebicia niezbędna wydaje się dłuższa poprawa nastrojów na rynkach. Choć rynkowa atmosfera jest już nieco lepsza niż jeszcze kilka tygodni temu, na jej trwałą poprawę przyjdzie nam jednak jeszcze poczekać.

Cena miedzi podlegała wahaniom w zależności od codziennych informacji o stanie zapasów monitorowanych przez London Metal Exchange. W skali tygodnia zapasy spadły z poziomu 504,3 tys. ton do 494,5 tys., a od końca lutego ich wielkość zmalała o 50 tys. ton. Spadek ten związany jest jednak w pewnym stopniu z zakupami miedzi przez Chiny w celach rezerwowych – inwestorzy obawiają się zatem, że może on mieć charakter krótkotrwały i nie odzwierciedlać rzeczywistego zapotrzebowania na surowiec w celach produkcyjnych. Mieszane uczucia wywołały dane, jakie napłynęły z chińskiej gospodarki w minionym tygodniu. Jakkolwiek w ostatnim czasie na rynek dotarło wiele sygnałów, że Chiny, będące głównym światowym konsumentem miedzi mogą jako pierwsze stawić czoła globalnej recesji, jednak miniony tydzień zachwiał tą nadzieją. Wzrost produkcji przemysłowej w styczniu oraz lutym wyhamował do rekordowo niskiego poziomu 3,8% r/r wobec oczekiwań zwyżki dynamiki do 6,4% z 5,7% w grudniu. W lutym spadł również eksport Chin – aż o ponad 25% w stosunku rocznym, co także rzuca się cieniem na kondycję tamtejszej gospodarki, a w efekcie przyszły popyt na miedź. W nadchodzącym tygodniu inwestorzy będą zatem bardziej uważnie przypatrywali się poziomowi zapasów metalu monitorowanych przez LME pod kątem realnego zapotrzebowania na surowiec.

Reklama
ikona lupy />

Tomasz Regulski
Joanna Pluta
Departament doradztwa i Analiz
DM TMS Brokers S.A.