Sąd Najwyższy w swym postanowieniu z ostatniego czwartku zdecydował nie tylko o zadaniu pytań Trybunałowi Sprawiedliwości UE, lecz także o zawieszeniu stosowania czterech przepisów ustawy o SN do czasu rozstrzygnięcia sprawy przez trybunał. Zastosował tzw. zabezpieczenie. Zdaniem ekspertów sędziowie stworzyli niebezpieczny precedens.

– Sąd Najwyższy decyzją o zamrożeniu przepisów ustawy nawiązuje do sądów amerykańskich, gdzie jeden sędzia może zakwestionować dekret prezydenta USA – wskazuje prof. Maciej Gutowski, adwokat.

Skoro bowiem Sąd Najwyższy może zamrozić stosowanie przepisów ustawy w całym kraju do czasu rozstrzygnięcia wątpliwości przez TSUE, analogicznie może postąpić każdy sąd w Polsce odnośnie do każdej ustawy.

>>> Czytaj też: Trybunał Sprawiedliwości UE ma priorytetowo potraktować pytania SN

Reklama

Jeśli więc np. sędzia z rejonu w małym mieście uzna, że np. przepisy prawa farmaceutycznego o wydawaniu leków z aptek są niezgodne z regulacjami unijnymi, będzie mógł zakazać wszystkim w Polsce – sędziom, urzędnikom, obywatelom – stosowania tych przepisów. Artykuł 755 kodeksu postępowania cywilnego, który mówi o zabezpieczeniu, może przecież stosować każdy sąd, a nie tylko SN.

– Bardzo dobrze, że SN zadał pytania prejudycjalne TSUE. Podzielam pogląd, że przepisy ustawy o SN są nie do pogodzenia z wartościami obowiązującymi od wielu lat w UE. Decyzja o zabezpieczeniu w postaci zawieszenia stosowania przepisów ustawy jest jednak dyskusyjna. Zabezpieczenie ma służyć stronie postępowania, a nie interesowi publicznemu – uważa prof. Gutowski. Mówiąc wprost: nie można w ramach tej procedury zawieszać stosowania ustaw.

Ekspert dodaje, że SN, działając w szczytnym celu obrony praworządności w Polsce, poszedł jednak o krok za daleko. – O trzy mosty za daleko – dopowiada dr hab. Jacek Zaleśny, konstytucjonalista z UW. Zapytany przez nas o to, czy zdaniem SN każdy sędzia w Polsce może zawiesić stosowanie wybranej ustawy, rzecznik sądu Michał Laskowski stwierdził, że trudno mu odpowiedzieć na tak skomplikowane pytanie. I że za oficjalną wykładnię należy uznawać jedynie orzeczenia oraz komunikaty publikowane przez SN. Ale – jak dodał – taka interpretacja „wydaje się możliwa”.– Byłyby to rządy prawników, a nie rządy prawa – twierdzi dr hab. Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości. I dodaje, że tylko czekać, jak któryś sędzia zawiesi stosowanie np. prawa o ruchu drogowym.

Profesor Krystian Markiewicz, prezes sędziowskiej Iustitii, broni sposobu działania SN. Przekonuje, że przepis o zabezpieczeniu jest pojemny. Jego zdaniem wprawdzie formalnie byłoby możliwe, aby sędziowie zamrażali ustawy, ale to tylko teoria. – Rozumiem, że działanie SN może budzić kontrowersje, że skutki mogłyby być niepożądane. Dobre prawo musi być jednak na tyle elastyczne, aby dało się je zastosować w nieprzewidzianych, wyjątkowych sytuacjach – mówi Markiewicz.

– SN znalazł się właśnie w sytuacji nadzwyczajnej, w której nie było innego skutecznego rozwiązania. Zabezpieczenie zawsze musi być realne. A co z tego, że TSUE przyznałby rację SN i stwierdził, że wyrzucenie sędziów jest niezgodne z prawem, skoro stało się to już faktem dokonanym? – pyta retorycznie sędzia.

>>> Czytaj też: Władca marionetek, czyli "nowe porządki" w Sądzie Najwyższym