Działania podejmowane by zapobiec kolejnemu kryzysowi finansowemu mogą tylko zwiększać jego ryzyko – pisze Satyajit Das na portalu Bloomberg.

Bankier Satyajit Das przypomina, że po upadku Lehman Brothers regulatorzy na całym świecie podjęli kroki, które – jak przekonują – znacznie wzmocniły odporność systemu finansowego. Prężne ceny aktywów i rosnące akcje banków sugerują, że inwestorzy w dużej mierze im wierzą. Niestety, skuteczność tych środków pozostaje niepewna. Stanie się to jasne, gdy nadejdzie prawdziwy kryzys, a nie podczas symulowanych testów skrajnych warunków.

Zabezpieczenia od dawna służyły, by gwarantować pożyczki. W przypadku transakcji pochodnych, zabezpieczenie jest składane w celu zagwarantowania bieżącej kwoty należnej. Metoda stosowana jest dwustronnie między bankami, a także między bankami a ich klientami. Może być też stosowana na zasadzie wielostronnej; na przykład znaczna część transakcji na instrumentach pochodnych jest obecnie przesyłana przez tzw. partnerów centralnych (Central Counter Partie, CCP), którzy wykorzystują zabezpieczenia w celu utrzymania wydajności.

Od 2008 r. organy regulacyjne kładą coraz większy nacisk na zabezpieczenia, aby zmniejszyć ryzyko – na przykład poprzez umożliwienie bankom posiadania mniejszego kapitału regulacyjnego przy angażowaniu się w prawidłowo zabezpieczone transakcje. Jednak w sytuacji kryzysowej bardzo wiele czynników wpłynie na to, czy zabezpieczenie będzie działać zgodnie z założeniami.

>>> Czytaj też: Turecki kryzys napycha kieszenie bankom. Deutsche Bank zarobił 35 mln dol.

Reklama

Początkowo pomysł ten bazował na gotówce i rządowych papierach wartościowych (choć nawet te nie są już całkowicie wolne od ryzyka). Ramy tych papierów wartościowych, które przyjmowane są jako zabezpieczenie rozszerzyły się również na te obarczone większym ryzykiem. Częściowo odzwierciedla to niedobór wysokiej jakości papierów wartościowych, zwłaszcza obligacji rządowych, z powodu zakupów dokonywanych przez bank centralny. Niektóre z nich mają niestabilne ceny, co zmniejsza ich użyteczność jako zabezpieczenia.

Chociaż problem ten rozwiązuje się przez przypisywanie im niższej wartości (tzw. haircut – cięcie), takie korekty mogą okazać się mylne. Korelacja między ryzykiem objętym ochroną a wartością zabezpieczenia jest kluczowa. Jeżeli ryzyko bazowe wzrośnie w tym samym czasie, gdy wartość zabezpieczenia zmniejszy się, korzyści z tego zabezpieczenia w oczywisty sposób się zmniejszają.

System gwarantowania rozliczeń (kolateralizacja) opiera się również na modelach, które nie są niezawodne. Ekspozycja bazowa, a także wartość zabezpieczenia muszą być określone w procesie, który nie zawsze jest oparty na naukowych analizach. Świat odkrył w 2008 roku, że trudno wycenić mniej płynne papiery wartościowe i instrumenty pochodne – istnieje ryzyko manipulacji wycenami. Systemy, które używają zmienności w przeszłości do zmierzenia poziomu początkowego zabezpieczenia, mogą okazać się niewystarczające w okresach kryzysowych. Jest to jeszcze bardziej widoczne w przypadku portfeli obejmujących szereg transakcji, w których przeszłe korelacje wykorzystane do obliczenia całkowitej ekspozycji mogą nie obowiązywać w przyszłości.

Poleganie na zabezpieczeniach zakłada, że można je łatwo sprzedać w przypadku niewywiązania się z płatności. Spadek wolumenu obrotu dla wielu aktywów oznacza, że wierzyciele nie mogą przyjmować takich poziomów płynności za pewnik.

>>> Czytaj też: Open banking nie w smak polskim bankom

Istnieją również ryzyka operacyjne i prawne. Proces zakłada, że wyceny według wartości rynkowej (mark to market) są dokładne, gwarancje są płatne i otrzymywane na czas, zabezpieczenia są monitorowane, a kontrola nad gotówką lub papierami wartościowymi jest zawsze utrzymywana. Biorąc pod uwagę dużą liczbę transakcji w różnych strefach czasowych, trudno jest zapewnić bezbłędność i integralność operacyjną. Nie można zagwarantować prawnej ważności tych ustaleń, które obejmują złożoną mieszankę przepisów krajowych i międzynarodowych. Transgraniczne egzekwowanie prawa może być trudne: sądy krajowe nie są w stanie egzekwować zagranicznych orzeczeń.

Wreszcie, kolateralizacja może zmienić postępowanie klientów, tworząc nowe ryzyko systemowe. Strony, które normalnie nie kwalifikują się do zaciągania pożyczek (oceniając je wyłącznie na podstawie ich siły finansowej) mogą w tym przypadku zawierać transakcje, jeśli mogą zapewnić wystarczające zabezpieczenie. Szybki wzrost poziomu zadłużenia, liczba kontraktów na instrumenty pochodne i instrumentów inwestycyjnych od 2008 r. w dużym stopniu wywiązała się z tego, że zabezpieczenie poszerzyło zakres uczestników rynku.

Banki mają motywację do obniżania poziomów zabezpieczeń – chcą większych transakcji. Zwiększa to efekt dźwigni, ale także ryzyko. Banki korzystały również z zabezpieczeń w celu zwiększenia płynności i bezpośredniego wpływu. Tak zwane lombardowanie (rehypothecation) – gdzie zabezpieczenia otrzymane przez bank są następnie zastawiane w celu obsługi innych transakcji – pozwala na ekspansywną ekspansję dźwigni. Z drugiej jednak strony ograniczanie takich praktyk przyspieszy gwałtowny spadek płynności.

Zabezpieczenie tworzy kanały, przez które niestabilność może być przenoszona w czasie kryzysu, zwiększając ryzyko rozchwiania. W okresach dekoniunktury wszyscy uczestnicy rynku będą poszukiwać zabezpieczeń lub będą musieli sprzedać zastawione papiery wartościowe. To zwiększy niestabilność, co może spowodować, że na rynku zapanuje chaos. Jednocześnie ograniczone ujawnianie zabezpieczeń i potencjalnych roszczeń o płynność utrudnia ocenę sytuacji finansowej kontrahentów.

Cel zabezpieczenia – zmniejszenie ryzyka kryzysu finansowego – jest szlachetny. W praktyce zabezpieczenie stwarza po prostu różne rodzaje ryzyka. To, co regulatorzy naprawdę muszą zrobić, to rozwiązać bardziej fundamentalne problemy: nadmierne poleganie na kredytach i dźwigniach, przerośnięty system bankowy oraz niepotrzebną złożoność i wzajemne powiązania w systemie finansowym. Dziesięć lat po ostatnim kryzysie kwestie te wciąż pozostają nierozwiązane.

>>> Czytaj też: Banki zaczynają uginać się pod presją kosztów