Prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka, który niedawno przeprowadził rekonstrukcję rządu, a w piątek mianował nowych ministrów finansów i energetyki, zapowiedział, że to nie koniec zmian, a jedną z ich przyczyn jest pijaństwo wśród osób zajmujących wysokie stanowiska.

"Wstyd o tym mówić, ale wielu kierowników, których ostatnio zwolniłem, nie wylewało za kołnierz” – powiedział Łukaszenka w piątek. „Jeszcze wrócimy do różnych urzędników i nie tylko w rządzie” – mówił.

Łukaszenka wyjaśnił, że picia alkoholu czy chodzenia do sauny nie zabrania, ale „trzeba to umieć” robić. „Trzeba znać miarę, wiedzieć z kim, gdzie i ile” – oświadczył. Sam, jak powiedział, „praktycznie nie pije”.

„Pijak to żaden kierownik. Jeśli dzisiaj się napił do utraty przytomności, to jutro będzie myślał tylko o tym, jak strzelić sobie klina” – ocenił prezydent.

W piątek prezydent Łukaszenka powołał na stanowisko ministra finansów 41-letniego Maksima Jermałowicza, a na ministra energetyki – 42-letniego Wiktara Karankiewicza. To dalszy ciąg największej od lat rekonstrukcji białoruskiego rządu, w ramach której posady stracili m.in. premier Andrej Kabiakou i wicepremierzy. Nowym premierem został 18 sierpnia 48-letni Siarhiej Rumas, dotychczasowy prezes Banku Rozwoju. Według komentatorów nowy skład rządu jest „zorientowany bardziej liberalnie i rynkowo”.

Reklama

Komentując sugestie publicystów, że zmiany w rządzie są tymczasowe - na okres „do wyborów prezydenckich”, które mają się odbyć w 2020 r., Łukaszenka zapewnił, że taka opinia „to niesamowita głupota”. „Chcę, żebyście pracowali i po wyborach, i po mnie” – oświadczył.

„To powinno być odnowienie, nie powinno być zastoju. W gospodarce, w społeczeństwie zastój zaczyna się od zastojów kadrowych. Dlatego to zupełnie naturalne, że wy, obecne pokolenie ministrów, jesteście o 20-25 lat młodsi (niż poprzednicy – PAP). To normalne” – przekonywał prezydent.