Trump wezwał w poniedziałek Syrię, Iran i Rosję, by nie "atakowały lekkomyślnie" rebeliantów i dżihadystów w syryjskiej prowincji Idlib. Zdaniem prezydenta USA w tej ofensywie militarnej "mogą zginąć setki tysięcy ludzi".

W odpowiedzi na te słowa rzecznik Kremla oświadczył, że "jedynie ostrzeganie, bez uwzględniania bardzo niebezpiecznej i niekorzystnej potencjalnej sytuacji w całej Syrii, nie jest prawdopodobnie całościowym, kompleksowym podejściem".

Pieskow zauważył też, że rebelianci z Idlibu atakują rosyjskie bazy wojskowe oraz podkopują proces pokojowy w Syrii.

Sytuacja w tej położonej w pobliżu Aleppo prowincji - jak przekazał rzecznik Kremla - będzie jednym z głównym punktów piątkowego spotkania w Teheranie prezydentów Rosji, Turcji oraz Iranu, Władimira Putina, Recepa Tayipa Erdogana oraz Hasana Rowhaniego.

Reklama

Wojska syryjskie, wspierane przez siły irańskie i rosyjskie, przygotowują się do zbrojnej ofensywy na Idlib. Problem tej ostatniej dużej rebelianckiej enklawy w Syrii zaostrza stosunki między Rosją a Zachodem. W sobotę Rosja rozpoczęła wielkie manewry swoich sił zbrojnych z udziałem ponad 25 okrętów i statków pomocniczych oraz ok. 30 samolotów na Morzu Śródziemnym.

Organizacja Narodów Zjednoczonych zwróciła się do Damaszku i Moskwy, aby wstrzymały przygotowania do definitywnego szturmu i dały czas na rozważenie alternatywnych rozwiązań.

Wojska prezydenta Syrii Baszara el-Asada zwróciły się w kierunku tej kontrolowanej przez dżihadystów enklawy po odbiciu, przy wsparciu rosyjskich sił zbrojnych, rebelianckich terytoriów na południu kraju. Wielu bojowników z tych regionów, w tym ze Wschodniej Guty, skierowano właśnie do Idlibu.

Obecnie w Syrii rebelianci poza Idlibem, w którym są wspierani finansowo i wojskowo przez Ankarę, kontrolują jedynie pustynne tereny na wschodzie kraju przy amerykańskiej bazie wojskowej.(PAP)

mobr/ mal/