W środę w Krynicy odbędzie się kolejna dyskusja w ramach debaty Wspólnie dla Zdrowia. Tym razem będzie poświęcona finansom w służbie zdrowia. Wydaje się, że to kluczowa sprawa. Czy pana zdaniem sam wzrost finansowania publicznej opieki zdrowotnej wystarczy, aby ją uzdrowić?

Łukasz Szumowski: Trudno powiedzieć, czy 6 procent PKB skierowane na służbę zdrowia będzie kwotą wystarczająca. Na pewno sektor ochrony zdrowia jest w stanie wchłonąć każde pieniądze. Kluczem do poprawy działania systemu nie jest jedynie wysokość nakładów, lecz również racjonalne wydatkowanie środków, ich alokacja, położenie nacisku na profilaktykę. To ostatnie jest bardzo ważne, dlatego, że 70 procent efektu zdrowotnego przynoszą działania prozdrowotne, a tylko 30 procent działania terapeutyczne. Te 6 procent [PKB] to już jest dużo. Jest to bezprecedensowy wzrost nakładów na ochronę zdrowia od wielu, wielu lat. Dlatego wszyscy musimy podjąć wysiłek, aby pieniądze wydać racjonalnie. O tym będziemy rozmawiać podczas debaty Wspólnie dla Zdrowia w Krynicy.

Wspomniał pan o alokacji środków w systemie ochrony zdrowia. Proszę wyjaśnić, o co chodzi.

Ł.S.: Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, gdzie te środki chcemy skierować. Wiemy, że najdroższą formą pomocy pacjentowi jest hospitalizacja. Część działań, które prowadzi się w szpitalu, można również wykonać w ambulatorium, np. diagnostykę z rezonansem. Dlatego należy przesunąć część środków z lecznictwa szpitalnego na porady ambulatoryjne. Oczywiście wszystko to musi być przeprowadzone w sposób racjonalny, bardzo wyważony. Rzeczą zrozumiałą jest, że pacjenci najciężej chorzy wymagają leczenia w szpitalu. Część środków powinniśmy skierować na te dyscypliny, które były zaniedbywane przez lata, jak choćby psychiatria dziecięca.

Reklama

Specjaliści w dziedzinie ekonomiki w służbie zdrowia wskazują, że nie dysponujemy danymi dotyczącymi kosztów leczenia.

Ł.S.: To prawda. Nie mamy spójnych i w pełni wiarygodnych danych, mówiących, ile kosztuje proces leczenia pacjenta. Dlatego zainicjowałem w ministerstwie ocenę kosztów leczenia. Ona się toczy w podległych mi instytutach. Chciałbym, żebyśmy na koniec roku wiedzieli, ile kosztuje dana procedura medyczna. W tej chwili część oddziałów przynosi straty. Dzieje się tak nie dlatego, że są źle zarządzane – choć z pewnością i takie się zdarzają – ale dlatego, że procedury i jednorodne grupy pacjentów, są wycenione niżej niż wynoszą rzeczywiste koszty ich leczenia. To też będziemy chcieli zmieniać.

Co się kryje pod pojęciem "jednorodne grupy pacjentów"?

Ł.S.: Są to tacy pacjenci, którzy chorują na podobne jednostki chorobowe, są w podobnym stanie. Ich leczenie jest wycenione przez Narodowy Fundusz Zdrowia na określoną sumę pieniędzy i nie zawsze ta wycena odpowiada realnym kosztom związanym ze stosowaniem nowych leków, nowych procesów diagnostycznych, z kosztami pracy i administracji. A przecież cały czas poprawiamy jakość diagnostyki, mamy nowe tomografy, nowe rezonanse, badania genetyczne. Poprawiamy jakość, skuteczność, ale też zwiększamy koszty. W związku z tym musimy patrzeć na wyceny pod kątem nowych technologii.

Kiedy będą nowe wyceny?

Ł.S.: Cały ten proces planujemy zakończyć na wiosnę przyszłego roku. Latem będziemy wiedzieli, co ile kosztuje. Jednocześnie musimy pamiętać, że system szpitalny jest specyficzny. Mamy szpitale o niskiej referencyjności i szpitale o wysokiej referencyjności. Do pierwszej grupy możemy zaliczyć szpitale powiatowe, których zarządy ostatnio mówią, że potrzebują wyższych nakładów. Oczywiście powinniśmy słuchać ich głosów i patrzeć na ich koszty i przychody. Natomiast pamiętajmy, że tak zwane zobowiązania wymagalne szpitali spadły w ciągu ostatnich kilku lat z dwóch miliardów złotych do półtora miliarda złotych. To znaczy, że kondycja finansowa wszystkich szpitali się poprawiła. 75 procent szpitali w Polsce w ogóle nie ma zobowiązań wymagalnych, czyli realnych długów, które muszą spłacić. W tym samym czasie przychody szpitali wzrosły z trzydziestu kilku miliardów do czterdziestu kilku miliardów złotych.

Dyrektorzy szpitali powiatowych uważają, że ich kłopoty zaczęły się po wprowadzeniu sieci szpitali.

Ł.S.: Myślę, że ustawa o sieci szpitali wymaga dostrojenia, tak jak każdy instrument, który rozpoczyna bardzo skomplikowaną pracę. Chodzi o to, aby szpitale o najniższej referencyjności, ale które jednocześnie są najbliżej pacjenta, nie miały tak wysokich wymagań jak szpitale o wysokiej referencyjności. Dlatego planujemy od przyszłego roku wdrożyć tak zwane dyżury tępe i ostre. Chcemy, żeby blok operacyjny w szpitalu powiatowym z kilkoma oddziałami nie musiał być w ostrym dyżurze 24 godziny i 7 dni w tygodniu. Być może szpitale, które są usytuowane blisko siebie – a często tak jest – mogą się wymieniać. Jeden będzie miał dyżur w jednym tygodniu, drugi w kolejnym. Tak było przez wiele lat i dosyć dobrze funkcjonowało. Wtedy lekarz wojewódzki decydował o tym, który szpital ma ostry dyżur. To nie było złe rozwiązanie. Planujemy wrócić do tego na początku przyszłego roku.

Czy będą nowe pieniądze dla szpitali powiatowych?

Ł.S.: Ryczałt dla szpitali rośnie i będzie wzrastał. Jeszcze w tym roku będziemy kładli większy nacisk na ambulatoryjną opiekę specjalistyczną. Chodzi o to, aby specjaliści mogli być bardziej dostępni dla pacjentów. Jeżeli szpital zwiększy liczbę przyjmowanych pacjentów w ambulatoryjnej opiece specjalistycznej, czyli w przychodni przyszpitalnej, jego ryczałt wzrośnie od 1 procenta do nawet 2 procent. W skali całego szpitala to bardzo duży wzrost. Dodatkowo planujemy bonusy za skrócenie kolejek do ambulatoryjnej opieki specjalistycznej. Zamierzamy zwiększyć wyceny tych świadczeń.

Wracając do zagospodarowania pieniędzy, które wpłyną do systemu ochrony zdrowia w związku ustawą o 6 procentach. Jakie ma pan priorytety?

Ł.S.: Musimy pamiętać, że samo płacenie za usługę, które do tej pory funkcjonowało, nie do końca daje efekty w postaci twardych wyników mierzonych w umieralności i chorobowości. Na przykład w leczeniu zawału mamy doskonałe tak zwane wyniki wczesne, ale po pięciu latach umieralność wraca do średniej europejskiej. W tej chwili musimy dbać o koordynację leczenia.

To znaczy?

Ł.S.: Jeżeli ktoś miał bardzo poważny zabieg, później powinien być pod opieką lekarza, początkowo specjalisty, a następnie lekarza podstawowej opieki zdrowotnej. A tymczasem mamy taką sytuację, że co drugi pacjent po zawale gdzieś znika z systemu i nie jest pod stałą opieką lekarską. Taka sytuacja nie jest zadawalająca. Musimy wesprzeć ciągłość opieki nad pacjentem.

A koordynacja w onkologii?

Ł.S.: To dotyczy wszystkich dziedzin. Szczególnie kardiologia i onkologia są istotne, bo w wyniku tych chorób umiera 70 proc. Polaków. Z tej grupy większość – około 60 proc. - umiera na choroby kardiologiczne. W tych obszarach należy poprawić wskaźniki umieralności, czyli doprowadzić do tego, żeby mniej osób umierało na te choroby.

W jaki sposób ministerstwo zamierza poprawić opiekę onkologiczną?

Ł.S.: Zrobimy to poprzez wprowadzenie narodowego instytutu onkologicznego czy narodowej sieci onkologicznej. Jest to model francuski, gdzie w rozproszonej bazie, ale w tym samym standardzie, w tym samym schemacie i z taką samą jakością każdy pacjent w Polsce powinien mieć dostęp do leczenia onkologicznego. Pilotaż się rozpocznie w tym roku. Z czasem kolejne województwa będą dołączały do koordynowanej opieki w narodowym instytucie onkologicznym.

A dokładniej, kiedy rozpocznie się program pilotażowy?

Ł.S.: Na razie nie mogą powiedzieć. Jeszcze pracujemy nad koordynacją przepływu pacjentów. Chcemy mieć to dopięte na ostatni guzik. Jak będziemy gotowi, to ruszamy. Na pewno będzie to w tym roku.

Poprawiający się stan finansów publicznych, zapowiedź wzrostu nakładów na służbę zdrowia, a przede wszystkim podwyżki dla niektórych grup zawodowych sprawiają, że wzrostu płac domagają się coraz liczniejsze środowiska w służbie zdrowia. Z drugiej strony coraz częściej słyszy się głosy, że sprawa wynagrodzeń wymaga kompleksowego rozwiązania. Jaka jest pana opinia na ten temat?

Ł.S.: Tylko przypomnę, że rozwiązania, które zaproponowaliśmy pielęgniarkom, są unormowaniem wcześniejszych rozwiązań. Dodatki, które pielęgniarki miały w wysokości 1600 zł, zostały włączone - w wysokości 1100 zł - do pensji. Potrzebne jest jednak systemowe rozwiązanie problemu płac w ochronie zdrowia, bo doraźne działania nie są najlepsze.

W jaki sposób ministerstwo zamierza uregulować sprawy płacowe?

Ł.S.: Mam nadzieję, że docelowo uda się nam wypracować taki model, który będzie stabilny. Może być on w postaci urealnionej ustawy o wynagrodzeniu minimalnym w służbie zdrowia. Nie wykluczamy innego rozwiązania, które byłoby akceptowane przez wszystkie strony.

Czy będą zmiany planu finansowego NFZ?

Ł.S.: One cały czas się dzieją i myślę, że do końca roku będą kolejne. Zmieniamy plany co do dostępności pewnych świadczeń, więc zmieniamy plan finansowy na bieżąco.

O jakie świadczenia chodzi?

Ł.S.: Głównie chodzi o świadczenia związane z dostępem do specjalistów i podstawowej diagnostyki, czyli tomografii, rezonansu. Cały czas finansujemy skrócenie kolejek w zaćmie i endoprotezach stawu kolanowego. Polacy domagają się szybszego dostępu do diagnostyki specjalistycznej, do pewnych terapii. Chcemy to jeszcze wzmocnić tak, żeby każdy pacjent odczuł, że może się szybciej dostać na badania i terapie. Kolejki do operacji zaćmy i wszczepienia endoprotez już się skróciły. Chcielibyśmy, żeby to objęło również ambulatoryjną opiekę specjalistyczną, żeby dostęp do specjalistów był szybszy.

W związku z tym będzie zmiana planu finansowego NFZ?

Ł.S.: To ogłosimy w Krynicy.

>>> Czytaj też: Dlaczego w ciągu 3 lat wydatki na podstawowe rachunki wzrosły o ponad 60 proc.?