63-letni były kapitan, od wielu lat parlamentarzysta, który w swej kampanii wyborczej gloryfikował przemoc i prawo każdego Brazylijczyka do noszenia broni oraz wypowiadał się z nostalgią o czasach, kiedy krajem rządziła junta wojskowa (1964-1985), w jednej chwili sam stał się ofiarą przemocy. Być może niewiele brakowało, aby stracił życie. Na szczęście pomoc przyszła błyskawicznie.

Ciężko zraniony powiedział dziennikarzom: "Przecież ja nigdy nic złego nikomu nie zrobiłem".

"Dziś - napisał brazylijski korespondent wpływowego madryckiego dziennika "El Pais" - Bolsonaro, kandydat Partii Socjalliberalnej (PSL), dotąd czarny charakter w oczach wielu wyborców, stał się męczennikiem procesu demokratycznego w swym kraju i niewielu ma wątpliwości, że polepszy to jego wyniki sondażowe, gdy najwcześniej za tydzień wyjdzie ze szpitala".

Natychmiast ujętym zamachowcem, który zadał kandydatowi na prezydenta trzy rany nożem w brzuch, okazał się czterdziestolatek, były członek lewicowego ugrupowania, który twierdził, że "działał z rozkazu Boga".

Reklama

Emerytowany generał Hamilton Mourao, jeden z tych, których powołanie do grona doradców - jeśli zostanie prezydentem - zapowiadał Bolsonaro, skomentował zamach: "Wyjdzie z niego silniejszy, niż był".

Wielki brazylijski dziennik "Folha de Sao Paulo" cytuje prezesa PSL, Gustavo Bebianno, który zapowiada: "Teraz będzie wojna!".

Dla jednej trzeciej wyborców wciąż pozostaje autorytetem były prezydent Luiz Inacio Lula da Silva, który za pomocą swych programów socjalnych uczynił po raz pierwszy "klientami supermarketów" 30 proc. Brazylijczyków, którzy żyli na marginesie gospodarki rynkowej. Według wszystkich sondaży byliby skłonni na niego głosować, gdyby mógł kandydować, ale odbywa karę ponad 12 lat więzienia, skazany m.in. za przyjęcie łapówki w postaci luksusowego mieszkania.

Kandydaci "establishmentowi" mają niewielkie szanse w wyścigu wyborczym, ponieważ na nich spada część odium za skandale korupcyjne i marne wyniki gospodarcze kraju: w ubiegłym tygodniu ogłoszono, że przyrost PKB wyniesie w drugim kwartale zaledwie 0,2 proc., a Brazylia pobiła światowy rekord, jeśli chodzi o liczbę zabójstw na 100 tys. mieszkańców.

Do czwartku Bolsonaro miał wśród wyborców 22 proc. zwolenników i 44 proc. zdecydowanych przeciwników.(PAP)