"Macron i Merkel obnoszą się ze swoją bliskością" - pisze alzacki dziennik "DNA". "Macron pieści Merkel w Marsylii" - tytułuje swój tekst "Le Figaro", które niedawne wizyty prezydenta Francji w Skandynawii i w Luksemburgu określa jako "zalecanie się" do partnerów z UE.

Spotkanie Macrona i Merkel w Marsylii miało być przygotowaniem do nieformalnego szczytu Unii Europejskiej, który ma odbyć się 20 września w Salzburgu w Austrii, sprawującej obecnie prezydencję w Radzie UE. Komentatorzy jednak ledwie o tym wspominają, gdyż według nich w Marsylii prezydentowi Francji chodziło o przygotowanie nadchodzących w maju wyborów do Parlamentu Europejskiego (PE) i pozyskanie poparcia niemieckiej kanclerz dla swych idei.

To już kampania przed wyborami, w której Macron, chce się pokazać, jako lider Europy postępu – zgodnie twierdzą francuskie media.

Ponieważ ani przed rozmowami Macron-Merkel, ani po nich, nie było oficjalnego komunikatu, dziennikarze skazani byli na cytowanie krótkiej zapowiedzi prezydenta Francji, w której wymienił on "najpoważniejszą obecnie kwestię migracji", Brexit, wspólną obronę i "wspólne interesy poza granicami".

Reklama

Jak ocenia redakcja "DNA", "przywódcy Francji i Niemiec nie chcą pozostawiać tematu imigracji wyłącznie tym, których nazywają populistami, a którym przewodzą włoski wicepremier Matteo Salvini i premier rządu Węgier Viktor Orban".

Na dowód wspólnoty poglądów Merkel i Macrona gazeta cytuje słowa niemieckiej kanclerz, która przed rozmowami zapewniała, że "Niemcy i Francja mają to samo podejście do problemów".

Komentator telewizji BFM Ulysse Gosset podkreśla jednak, że "wewnętrzne załamania (w koalicji rządowej) osłabiają panią Merkel" i że z powodu swych bawarskich sojuszników z CSU nie jest ona w stanie jednoznacznie odciąć się od węgierskiego premiera. Partia Orbana Fidesz należy w PE do Europejskiej Partii Ludowej, tej samej, co CDU Merkel.

Wybór Marsylii wielu francuskich obserwatorów uznało za symboliczny, gdyż jest to miasto założone ok. 600 r. p.n.e. przez Greków, a i dziś bardzo wielu jej mieszkańców to bliżsi i dalsi potomkowie Ormian, Włochów, Hiszpanów czy przybyszów z Afryki Północnej.

Reporter dziennika "Le Figaro" Arthur Berdah przypomniał, że "miasto migrantów" zdecydowaną większość głosów oddało w I turze zeszłorocznych wyborów prezydenckich we Francji na przedstawicielkę skrajnej prawicy Marine Le Pen i kandydata skrajnej lewicy Jean-Luca Melenchona. Oboje określani są jako populiści.

Gosset uważa, że niezależnie od przygotowań do wyborów europejskich "osłabiony w kraju Macron przy pomocy Europy pragnie się odbić od dna, ale więcej sukcesów ma za granicą niż we Francji". Komentator relatywizuje jednak te sukcesy, mówiąc, że "od czasu, jak Macron jest prezydentem, nic się w Europie nie ruszyło".

Inny dziennikarz BFM TV Herve Gattegno nie zgodził się z tą tezą, zauważając, że od wyboru Macrona "wszędzie w krajach UE populiści zyskali na sile i Europa zmieniła się właśnie pod tym względem".

Komentatorzy przekonani są, że prezydent zdaje sobie sprawę ze słabego poparcia, jakie jego euroentuzjastyczne idee mają wśród Francuzów. Liczy jednak na to, że głosy jego przeciwników rozproszą się pomiędzy Zjednoczeniem Narodowym (dawny Front Narodowy), Francją Nieujarzmioną Melenchona i centroprawicową partią Republikanie.

Reporter stacji BFM za charakterystyczną "nie tylko dla ekstremy" uznał wypowiedź Melenchona, który na piątkowym wiecu w Marsylii "ubolewał nad Europą rządzoną przez niemiecką kanclerz i +przezroczystym+ Emmanuelem Macronem, który potakuje jej bez przerwy". "A ona Francuzów robi w konia i traktuje ich jak coś, z czym nie trzeba się liczyć" – uznał przywódca Francji Nieujarzmionej.

Berdah określa w "Le Figaro" niedawne wizyty prezydenta Francji w Skandynawii i w Luksemburgu, jako "zalecanie się" do partnerów z UE, w nadziei na uzyskanie poparcia europejskiego. W Marsylii zaś "jego celem było wykorzystanie słabości kanclerz i zdobycie przywództwa +obozu postępu+, który pragnie zbudować. Macron chce być postrzegany (jak sam to określił), jako +pierwszy przeciwnik+ węgierskich, polskich i włoskich +nacjonalistów+" - twierdzi dziennikarz "Le Figaro".

Gosset z BFM TV wieszczy Macronowi "trudną pracę", gdyż, jak powiedział, na razie w tej ofensywie może liczyć jedynie na poparcie krajów Beneluksu, Hiszpanii i Portugalii.

Z Paryża Ludwik Lewin (PAP)