Posiedzenie komisji pod nazwą "Przeciwdziałając Rosji: ocena nowych narzędzi" - jak wyjaśnił jej przewodniczący, Republikanin ze stanu Idaho Michael "Mike" Crapo - było ostatnim z serii trzech posiedzeń komisji zwołanych w celu oceny skuteczności amerykańskich sankcji wobec Rosji wprowadzonych w reakcji na aneksję Krymu w 2014 roku i na ingerencję Kremla w amerykańską kampanię wyborczą w roku 2016.

Kolejnym celem tej serii posiedzeń było "znalezienia innych narzędzi", które - jak powiedział senator Crapo - "skłoniłyby władze Rosji do zmiany postępowania na arenie międzynarodowej".

Członkowie komisji w ramach oceny przydatności innych "narzędzi nacisku na Rosję" chcieli poznać opinię ekspertów z prywatnych waszyngtońskich ośrodków politologicznych na temat opracowywanych obecnie w Kongresie projektów przynajmniej trzech ustaw. Projekty te przewidują wprowadzenie nowych bądź zaostrzenie starych sankcji wobec Rosji.

Crapo, cytując opinie ekspertów występujących podczas poprzednich posiedzeń, ostrzegł, że sankcje mogą nawet spowodować odwrotne od spodziewanych skutki, szkodząc interesom europejskich sojuszników USA i w rezultacie grożąc zerwaniem tych sojuszy, "co jest zgodne z długofalowymi celami Kremla".

Reklama

"Im bardziej drakońskie są sankcje, tym trudniejsze jest zapewnienie międzynarodowego udziału w ich wprowadzeniu i w ich przestrzeganiu - podkreślił ten konserwatywny Republikanin. - Wskazuje to, że sankcjom muszą towarzyszyć inne środki zmierzające do powstrzymania agresywnych poczynań Rosji (prezydenta Władimira) Putina".

Z kolei senator Sherrod Brown, najwyższy rangą przedstawiciel Partii Demokratycznej w tej komisji, jako przykład ograniczonej skuteczności sankcji wskazał, że władze na Kremlu już po wprowadzeniu zachodnich sankcji w reakcji na aneksję Krymu wspierały separatystów na wschodzie Ukrainy, dokonały próby przewrotu rządu w Czarnogórze, są nadal militarnie zaangażowane w konflikt w Syrii, ingerowały w amerykańskie wybory roku 2016 czy dokonały zamachu z użyciem broni chemicznej na obywatela Wielkiej Brytanii, powodując śmierć innego obywatela tego państwa.

"Jak wykazały poprzednie posiedzenia - argumentował Brown - sankcje może miały pewien wpływ na gospodarkę Rosji, jednak nie miały żadnego wpływu na proces podejmowania decyzji przez Putina".

Urodzony w ZSRR dr Leon Aron, występujący podczas posiedzenia w roli eksperta, zwrócił uwagę, że skromne rezultaty sankcji nie powinny być argumentem, żeby z nich zrezygnować. Aron, obecnie szef badań ds. Rosji w konserwatywnym waszyngtońskim think tanku American Enterprise Institute, w swoim wystąpieniu dokonał rozróżnienia pomiędzy "gospodarczymi efektami" a "polityczną efektywnością" sankcji.

Zdaniem Arona "gospodarcze efekty sankcji z uwagi na różnicę rozmiarów gospodarki amerykańskiej i rosyjskiej są stosunkowo łatwe do osiągnięcia".

Przytoczył wypowiedź byłego ministra finansów Rosji Aleksieja Kudrina, który wycenił straty spowodowane amerykańskimi sankcjami dla rosyjskiej gospodarki w latach 2014-17 na 100-150 mld dol. Stanowi to, jak szacują eksperci Międzynarodowego Funduszu Walutowego, zaledwie 1-1,5 proc. rosyjskiego PKB.

Aron, oceniając omawiane obecnie w Kongresie projekty ustaw przewidujące zaostrzenie sankcji wobec Rosji, wskazał na projekt ustawy o ochronie wyborów przed zagrożeniami poprzez wyznaczenie czerwonych linii (Defending Elections from Threats by Establishing Redlines Act, DEFER) jako potencjalnie najbardziej skuteczne narzędzie przekonania Putina do rezygnacji z hegemonistycznych ambicji.

Projekt ustawy DEFER (po polsku "odroczyć") zgłoszony w Kongresie przez ustawodawców z obu partii, przewiduje objęcie amerykańskimi sankcjami trzech największych rosyjskich firm petrochemicznych, wprowadzenie zakazu inwestowania w sektor petrochemiczny oraz wprowadzenie szeregu zakazów obejmujących rosyjski sektor finansowy, w tym zakaz inwestowania w obligacje emitowane przez władze na Kremlu i wykupu rosyjskiego długu na rynku wtórnym.

Uderzenie w te dwa sektory gospodarki - zdaniem Arona - może być dla Putina szczególnie bolesne. "Wpływy podatkowe z eksportu ropy naftowej i gazu ziemnego stanowią 50 proc. budżetu Rosji. To jest gotówka Putina, zawsze pod ręką, by finansować działania sił bezpieczeństwa, armii, opłacać emerytury 36 mln ludzi i pensje milionów pracowników sektora budżetowego" - powiedział Aron.

Ekspert wyjaśnił, że stosunkowo łatwo dostępne, tym samym tanie, zasoby ropy naftowej w zachodniej Syberii, zaczynają się kończyć, a wydobycie ropy z nowych złóż za kołem polarnym, w północno-wschodniej Syberii jest niemożliwe bez zachodnich kredytów i przede wszystkim bez zachodniej technologii.

Natomiast wykładowca renomowanego waszyngtońskiego Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa, a za administracji prezydenta Baracka Obamy projektodawca sankcji wprowadzonych wobec Rosji po aneksji Krymu, prof. Daleep Singh na posiedzeniu komisji postulował, by nowe restrykcje były wymierzone w konkretne firmy, konkretne osoby z najbliższego otoczenia Putina, by wszyscy Rosjanie mieli świadomość, że "nie są to sankcje wobec Rosji, ale wobec rządów Putina".

Na to rozróżnienie między społeczeństwem Rosji a otoczeniem Putina szczególny nacisk położył także Aron, wskazując, że przemiany polityczne wymagają czasu, "dlatego osiągnięcie za pomocą sankcji pożądanych celów politycznych jest w krótkim czy nawet średnim czasie praktycznie niemożliwe"

Aron wytłumaczył, że sankcje prawie nigdy nie przynoszą szybkich politycznych rezultatów w państwach autorytarnych takich jak Rosja Putina, " ponieważ zmiana polityki pod wpływem sankcji jest traktowana w takich państwach jako oznaka słabości przywódcy i w rezultacie prowadzi do pozbawienia go władzy, a często życia".

"Niemniej braku natychmiastowych efektów politycznych sankcji nie można mylić z brakiem ich przydatności. (...) Nie powinniśmy bagatelizować siły moralnego oburzenia, jaką reprezentują sankcje, szczególnie jeśli są zainicjowane przez Amerykę - jedyne państwo, które w ostatecznym rozrachunku ma dla Rosjan znaczenie" - podkreślił ekspert American Enterprise Institute.

Niewiele brakowało, a nie mielibyśmy gospodarki. Co się zmieniło 10 lat po Lehman Brothers?