Proszę sobie porównać internet do miasta. Są ulice, chodniki, parki, ławki – i to jest wspólne. Poruszamy się po tym mieście bezpłatnie. Jednak jeśli chcemy wejść do księgarni po książkę czy do kina obejrzeć film, to za to płacimy. Świat wirtualny w tym względzie nie różni się od realnego – mówi człowiek, który w 1990 r. wysłał pierwszego e-maila do Polski. Z Tadeuszem Węgrzynowskim rozmawia Magdalena Rigamonti.

Wczoraj Parlament Europejski (PE) przegłosował dyrektywę o prawie autorskim. Ma ona zmienić zasady publikowania i monitorowania treści w internecie. Jej entuzjaści mówią, że to koniec złodziejstwa (kradzieży dóbr intelektualnych). Przeciwnicy mówią o końcu wolności w internecie…

Internet to miejsce swobodnej wymiany informacji, którą każdy powinien móc tworzyć i przekazywać z respektem dla jej wiarygodności źródła i z uwzględnieniem praw jej autora oraz kosztów jej utworzenia. Każdy autor informacji powinien zdawać sobie sprawę z tego, na ile informacja jest jego autorstwa i w jaki sposób może ją udostępniać. Uważam, że nie powinno być ograniczeń w dostępie do informacji z poziomu wyszukiwarek.

Do całości treści?

Do zapowiedzi.

Reklama

Uff.

Musimy wiedzieć, jaki jest spis treści. W przypadku dostępu do tekstów lub utworów, które obwarowane są prawami autorskimi lub kosztami ich udostępniania, informacja taka powinna być jawnie podana.

Za więcej treści kasa?

Oczywiście.

Nie uważa pan, że wszystko, co weszło do sieci, powinno być dobrem wspólnym?

To jest dobro wspólne. Proszę sobie porównać internet do miasta. Są ulice, chodniki, parki, ławki – i to jest wspólne. Poruszamy się po tym mieście bezpłatnie. Jednak jeśli chcemy wejść do księgarni po książkę czy do kina obejrzeć film, to za to płacimy. Świat wirtualny w tym względzie nie różni się od realnego.

No ale wolność, udostępnianie „kontentu”…

Wolność w internecie też powinna być obwarowana prawami.

Są serwisy, które udostępniają filmy równolegle, kiedy te filmy są w kinach.

I to działania nielegalne.

Platformy takie jak Chomikuj.pl mają więcej wspólnego z dzieleniem się, o którym śpiewał John Lennon, czy ze złodziejstwem?

Jeśli ktoś kopiuje pani książkę i umieszcza ją w swoim serwisie, udostępnia innym, to nie jest dzielenie się, bo ta książka nie należy do niego.

Zatem złodziejstwo?

Hm. Z drugiej strony zbytnia regulacja z poziomu Europy może wyjść nam bokiem. Prace nad nowym prawem będą jeszcze trwały do 2020 r., więc sporo się może zmienić.

>>> CAŁY WYWIAD W WEEKENDOWYM WYDANIU DGP