Świadczenia jednak nie będą tak wysokie, jak się zdawało

W lipcu tego roku prezydent podpisał ustawę ratyfikującą polsko-turecką umowę o zabezpieczeniu społecznym, a w sierpniu kolejną – tym razem ratyfikującą tego typu umowę z Mongolią. W kolejce do ratyfikacji czeka umowa z Izraelem, prowadzone są też negocjacje z Białorusią, a do tego planowane są kolejne porozumienia międzynarodowe. Żadna umowa nie wywołuje jednak tylu kontrowersji co ta z Ukrainą, mimo że obowiązuje ona już kilka lat, bo od początku 2014 r. Podpisywana była jednak w zupełnie innej rzeczywistości ekonomicznej (w 2012 r.), a od tego czasu emigracja zarobkowa zza wschodniej granicy wzrosła lawinowo. Na mocy tej umowy w pewnych przypadkach Ukrainiec, występując o emeryturę do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, będzie mógł doliczyć sobie staż pracy uzyskany na Ukrainie. Pojawiły się więc pytania, jak to wpłynie na stan naszych finansów publicznych. Czy polski ubezpieczony nie dopłaci do emerytury dla osoby, która większość składek odprowadziła na Ukrainie? Albo w Turcji lub Mongolii? W pewnym sensie tak, ale nie na aż tak dużą skalę.

Wzmożona migracja

Skąd konieczność podpisywania takich umów? Przede wszystkim spowodowane to jest zwiększoną migracją pracowników. Wiele osób w ciągu swojego życia pracuje w kilku krajach, przy czym w żadnym z nich może nie nabyć uprawnień do emerytury. Dzięki umowom możliwe jest m.in. wzajemne zaliczanie stażu ubezpieczeniowego, a pracownik może wystąpić o emeryturę w jednym z tych państw i otrzymać świadczenie. Umowy nie dotyczą jednak tylko emerytur – koordynują one także reguły przyznawania rent, świadczeń chorobowych czy zasiłków dla bezrobotnych.
Reklama