Nigdy nie miałam wrażenia, żeby Grenlandczycy czuli się lepsi od innych, tym bardziej od zwierząt, dzięki którym przetrwali przez wieki. Jak mawiają: czasem ginie myśliwy, a czasem zwierzę. Człowiek nie ma władzy nad naturą - mówi w wywiadzie Ilona Wiśniewska, autorka książki o Grenlandii "Lud".
ikona lupy />
Nuuk, stolica Grenlandii / Dziennik Gazeta Prawna
Słowo Grenlandia – zielona ziemia – stworzono, by zachęcać do osiedlania się na wyspie. Ciebie ta ziemia przyciągnęła. Trafiłaś na małą wysepkę Uummannaq, na której żyje nieco ponad tysiąc osób. Pracowałaś w najdalej na północ położonym na świecie domu dziecka. I właśnie tej osadzie poświęciłaś książkę „Lud”.
Chciałam spędzić czas na bardzo ograniczonej przestrzeni, by mieć szansę poznać jej mieszkańców, na coś im się przydać, przeżyć to miejsce. W „Ludzie” nie opowiadam o całej Grenlandii, bo to wyspa kilkukrotnie większa od Polski, na której mieszka nieco ponad 56 tys. ludzi. Tamtejsze miasta i osady są od siebie odizolowane i mówi się, że każde jest osobnym światem.
A jak można się między nimi przemieszczać?
Reklama
Małymi samolotami i helikopterami.
Nie ma asfaltowych dróg między miastami?
Nie. Nawet w stołecznym Nuuk drogi kończą się na obrzeżach. Kiedy byłam tam zimą tego roku, znajomy woził mnie samochodem z jednego krańca miasta na drugi. A w Uummannaq drogą było zamarznięte morze, po którym jeździliśmy z jednej wyspy na drugą.
>>> CAŁY WYWIAD W WEEKENDOWYM WYDANIU DGP