Unia Europejska wyraziła "poważne zaniepokojenie" sytuacją w tym kraju.

Czeskie przewodnictwo UE wezwało "manifestantów do powstrzymania się od nowych, ulicznych protestów, które mogą jedynie nasilić napięcie i zwiększyć straty ze szkodą dla stabilności i reputacji kraju". Zaapelowano o znalezienie rozwiązania na "drodze dialogu" oraz za pomocą "demokratycznych środków".

Do poniedziałkowych starć doszło, kiedy wojsko przystąpiło do odblokowywania jednej z głównych arterii prowadzących do miasta. Demonstranci użyli kamieni i obrzucili interweniujących żołnierzy koktajlami Mołotowa.

W odpowiedzi wojsko użyło gazu łzawiącego i broni palnej. Początkowo oddawano strzały w powietrze, ale później zaczęto strzelać do demonstrantów. W starciach uczestniczyło ok. 500 żołnierzy i kilkuset demonstrantów.

Reklama

Naczelny dowódca sił zbrojnych generał Songkitti Jaggabatara przestrzegł w telewizyjnym wystąpieniu, że armia zastosuje "wszelkie możliwe środki", aby zaprowadzić porządek w Bangkoku. "Nie użyjemy siły, aby zdławić własny naród, gdyż jesteśmy w pełni świadomi, że demonstranci są Tajlandczykami. Rezerwujemy sobie jednak prawo do użycia broni w sytuacji uprawnionej obrony" - oświadczył.

Analitycy wyrażają obawy, że narastający chaos może skłonić dowództwo armii do dokonania kolejnego wojskowego zamachu stanu.

Z powodu zamieszek w Bangkoku przed podróżami do Tajlandii ostrzegły swoich obywateli Wielka Brytania, Australia, Kanada, Singapur, Holandia, Belgia i Austria. Francja, Rosja i Hiszpania wezwały swych przebywających w Tajlandii obywateli do zachowania ostrożności.

Polski MSZ "stanowczo zalecił" obywatelom RP unikania niektórych, niespokojnych miejsc w stolicy Tajlandii, w tym dzielnicy rządowej oraz głównych skrzyżowań.

Osobom planującym wyjazd do Tajlandii polski MSZ zasugerował "rozważenie przesunięcia terminu podróży do czasu unormowania sytuacji w stolicy kraju".

W niedzielę premier Abhisit Vejjajiva wprowadził w Bangkoku i czterech prowincjach sąsiadujących z miastem stan wyjątkowy z powodu kolejnej fali gwałtownych antyrządowych demonstracji.

Protestujący to zwolennicy byłego premiera Thaksina Shinawatry - oskarżanego o korupcję i nepotyzm byłego potentata telekomunikacyjnego, odsuniętego od władzy w wyniku zamachu stanu w 2006 roku.

Shinawatra wezwał w niedzielę do "rewolucji" i powiedział, że mógłby powrócić z wygnania, by stanąć na jej czele.

Wystąpienia opozycji sprawiły, że w sobotę w tajlandzkim kurorcie Pattaya odwołano szczyt szefów państw i rządów 10 krajów członkowskich Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN) oraz ich regionalnych partnerów - Chin, Japonii, Korei Południowej, Indii, Australii i Nowej Zelandii.