Amerykanie zapominają o Reaganie

W tym czasie nowy prezydent USA zdołał zmienić bieg „rewolucji Reagana” oraz przywrócić kluczową rolę rządu w gospodarce. Doprowadził do uchwalenia największego w dotychczasowej historii budżetu z bodźcami stymulacyjnymi, przygotował grunt pod rekonstrukcję amerykańskiego przemysłu samochodowego i zaproponował sfinansowany przez rząd rozwój usług medycznych na kwotę 634 miliardów dolarów.
„Zmiany są gruntowne. Przyjmują one wyraźnie charakter długoterminowy, dotyczą nawet transformacji priorytetów i zasobów” – mówi prezydencki historyk Richard Horton Smith z George Mason University w Fairfax, stanie Wirginia.

Ostateczne konsekwencje, jakie niesie za sobą ta zmiana ról rządu i kapitału, nie do końca są jasne. Ale na krótką metę Obama potrafił rozwiać pełne czarnowidztwa debaty na tym, że USA zmierzają prostą drogą do depresji.

Rynki zaczęły odrabiać straty

Reklama

Indeks Standard & Poor’s 500 wystrzelił ponad 25 proc. poczynając od 9 marca, a akcje banków, które otrzymały pieniądze z rządu wzrosły trzykrotnie. Stopa 30-letnich kredytów hipotecznych spadła poniżej 5 proc., czyli do najniższego poziomu od 1971 roku w miarę jak spadły napięcia na rynku kredytowym. Zwiększyło się zaufanie konsumentów, a spadek sprzedaży detalicznej został zahamowany.

„System zaczyna się stabilizować, strach z wolna ustępuje” – powiedział w zeszłym tygodniu były szef Rezerwy Federalnej Alan Greenspan. Równocześnie 83-letni Greenspan, który był nominowany jeszcze przez Reagana, uważa, że administracja Obamy „zdecydowała się na zbyt wiele” prezentując długoterminowe propozycje budżetowe.

Lepiej zrobić więcej niż za mało

Zwrot Obamy w kierunku większej roli rządu w gospodarce wynika zarówno z konieczności, jak i ideologii. Dla pokonania kryzysu kredytowego 47-letni prezydent wysunął szereg programów, w tym pomocy dla właścicieli domów i oblężonych banków.

“W czasie kryzysu finansowego największym błędem, jaki może popełnić rząd, to robić zbyt mało, a nie za dużo” – twierdzi sekretarz skarbu USA, Timothy Geithner.
Długofalowo Obama zaproponował 10-letni plan budżetowy, w tym 3,55 biliona dolarów tylko na 2010 rok, aby sfinansować zwiększoną rolę rządu w takich dziedzinach, jak ochrona zdrowia i edukacja.

Dzięki programom Białego Domu wydatki federalne w roku 2012 i w latach następnych będą stanowić około 22 proc. i więcej amerykańskiego PKB, w porównaniu z 40-letnią średnią na poziomie 20,6 proc.

Państwowe wsparcie ma wzmocnić gospodarkę

„Te inwestycje przyczynią się do zwiększenia wydajności i rozwoju gospodarczego oraz zbudowania silniejszej, bardziej odpornej i konkurencyjnej gospodarki” – mówi Geithner.

Działania w kierunku zwiększenia interwencji rządu w gospodarce rozpoczęły się pod rządami prezydenta George W. Busha, który został zmuszony do przejęcia hipotecznych gigantów Fannie Mae i Freddie Mac oraz zwrócenia się do Kongresu o 700 miliardów dolarów, aby powstrzymać krach systemu bankowego.
“ Nagle znaleźliśmy się w obliczu kryzysu, z którym rynek nie mógł sobie poradzić” – podkreśla Douglas North, historyk ekonomii z Washington University w St. Louis i zdobywca Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii w 1993 roku.

Obama idzie na całość

Obama poszedł znacznie dalej niż jego poprzednicy. Ze środków uzyskanych przez Busha z Kongresu wydzielił 50 mld dolarów na pomoc dla właścicieli domów zagrożonych licytacją.

Wobec możliwości bankructwa General Motors i Chryslera, Obama zażądał od koncernów zdecydowanej zmiany modelu biznesowego, jeśli chcą otrzymać od rządu pieniądze, które ułatwią im przetrwanie. W ramach podjętego przez Biały Dom kursu zmian w przemyśle, zmuszono do odejścia szefa GM, Ricka Wagnera, który spędził w tej firmie 32 lata.

Banki na rozdrożu

Wielkie banki na rozstaju dróg. Administracja Obamy zmusiła 19 największych banków do poddania się tzw. sprawdzianowi stresu, aby przekonać się o ich finansowej kondycji. Jeśli będą potrzebowały dodatkowych funduszy, wówczas będą musiały zaakceptować większą rolę ministerstwa skarbu w prowadzeniu interesów. Obama chce również zwiększyć zakres regulacji w sferze usług finansowych, włączając fundusze hedżingowe.

Głównym elementem walki Obamy z kryzysem jest pakiet stymulacyjny wartości 787 miliardów dolarów, podpisany przez prezydenta 17 lutego. Obejmuje on kwotę 230 mld dolarów, na ulgi podatkowe dla Amerykanów oraz zwiększenie wydatków na różne projekty, poczynając od ogrzewania domów do lepszego dostępu technologii szerokopasmowych.

“Mamy szereg wielkich, złożonych legislacji, i to jest bezprecedensowe” – twierdzi Stuart Rottenberg, analityk polityczny z Waszyngtonu.

Krytycy mówią – to jeszcze za mało

Pomimo przedsięwzięć Obamy zakrojonych na szeroką skalę, część ekonomistów argumentuje, że nie zrobił dostatecznie wiele w celu zwalczenia najgorszego kryzysu finansowego i najgłębszej recesji na przestrzeni pokolenia.

Jeśli podczas pierwszych 100 dni Obamy na rynkach kredytowych doszło do poprawy, a także pojawiły się oznaki świadczące o stabilizowaniu się gospodarki, przed USA wciąż daleka droga do odrodzenia.

Inwestorzy nadal żądają wysokich premii, które mają usprawiedliwić skierowanie pieniędzy na pożyczki dla konsumentów i biznesu zamiast w pewne papiery dłużne ministerstwa skarbu USA. Bezrobocie, które wynosi 8,5 proc., czyli jest na najwyższym poziomie od ćwierć wieku, zdaniem niektórych ekonomistów może w następnym roku przekroczyć 10 proc. Dalej rośnie liczba finansowych bankructw właścicieli domów.

Większość krytyki pod adresem Obamy dotyczy jego wysiłków zmierzających do pomocy bankom poprzez program wykupu toksycznych aktywów i zagrożonych pożyczek ze środków Federalnej Rezerwy i federalną agencją ubezpieczenia depozytów, FDIC.

Bardziej radykalne rozwiązania

R. Glenn Hubbard, który był głównym ekonomistą Białego Domu pod rządami Busha, a obecnie jest dziekanem Graduate Business School na Columbia University, zgłasza wątpliwości, czy plan wykupu aktywów w istocie spełni swoją rolę. Jego zdaniem dla uporządkowania systemu finansowego może się okazać niezbędna bardziej dramatyczna akcja, w tym z wykorzystaniem pieniędzy podatnika.

“Trzeba będzie zaaplikować bardziej radykalne rozwiązania”, w tym dokonanie podziału instytucji pogrążonych w kłopocie na tzw. dobre banki i złe banki.
Joseph Stiglitz, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii uważa, że plan ten sprowadzi się do uratowania akcjonariuszy banku i obligatariuszy oraz oskarża zespół Obamy o zbyt bliskie powiązania z Wall Street.

Zespołem kieruje dwóch byłych przyjaciół z administracji prezydenta Billa Clintona: Lawrence Summers, który stoi na czele Narodowej Rady Ekonomicznej Obamy oraz Geithner. Obaj zdobyli rządowe szlify pracując w ministerstwie skarbu, gdy kierował nim Robert Rubin, były dyrektor wykonawczy Goldman Sachs Group i Citigroup.

Obama ma poparcie Greenspana

Greenspan nazwał zespół Obamy „grupą ekonomicznych przywódców tak dobrą, jaką tylko można było skompletować”.

Geithner podkreśla, że plan administracji zmierzający do uporządkowania systemu bankowego, włączając w to partnerstwo publiczno-prywatne do wykupu zdewaluowanych aktywów, ograniczy koszty ponoszone przez podatników. Dodaje, ze bardziej radykalne rozwiązania - takie jak nacjonalizacja – mogą zakończyć się większymi stratami po stronie rządu oraz noszą w sobie ryzyko destabilizacji systemu finansowego poprzez podważenie zaufania inwestorów do banków.

To nie tylko kryzys skłonił Obamę do utwierdzenia większej roli rządu w gospodarce. To również jego przeświadczenie, że rewolucja Reagana poszła za daleko w zerwaniu powiązań rynków z rządowym nadzorem i nagradzaniu bogatych.

Zmiana priorytetów

Długoterminowy plan Obamy przewiduje zmianę priorytetów. Wystartował z programem stymulacyjnym ukierunkowanym na obniżki podatków dla klasy średniej i rządowe wsparcie przy tworzeniu miejsc pracy w wybranych działach gospodarki, takich jak odnawialne źródła energii.

10-letni plan stwarza podstawy pod budowę powszechnego systemu ochrony zdrowia i dla redystrybucji dochodów od bogatych do mniej zasobnych obywateli. Zwiększa również wydatki na edukację i infrastrukturę oraz wspiera tzw. system cap-and-trade w celu ograniczenia emisji dwutlenku węgla przez amerykański przemysł.
Summers podkreśla, że administracja chce uniknąć „napędzanego przez tzw. bańkę” wzrostu gospodarczego z okresu ostatnich 15 lat, kiedy najpierw rynek akcji wzrastał, potem nastąpiła eksplozja cen domów, aby później to wszystko razem siadło. Celem jest zbudowanie podstaw dla ekspansji opartej na zdrowych fundamentach.

Wizja musi kosztować

Realizacja tej wizji ma swoją cenę w postaci pęczniejącego deficytu budżetowego, którego Ameryka na razie nie będzie mogła sama spłacić, polegając tu na zagranicznych inwestorach.

Obama bronił deficytu, twierdząc, że ogromne wydatki rządowe są niezbędne dla pokonania kryzysu finansowego. Obiecał zmniejszyć niedobory o połowę do 2012 roku. Ale w tymże roku rząd amerykański i tak pożegluje z dziurą wielkości 581 miliardów dolarów.