Wiadomo było, że w poniedziałek kalendarium nie zawierało żadnych istotnych publikacji raportów makroekonomicznych, wyniki stress testu są zdyskontowane, a rynek zmęczony danymi lepszymi od prognoz, które ciągle jednak pokazują, że gospodarka jest w recesji. To wszystko wręcz zmuszało graczy do realizacji części zysków.

Usilnie szukano pretekstu do sprzedawania akcji i znaleziono go: część banków będzie musiała zrobić nowe emisje akcji, żeby zdobyć wymagany kapitał. Tyle tylko, że wiedziano o tym zarówno w piątek jak i kilka dni wcześniej, a przecież ceny akcji wtedy rosły. Rosły zbyt szybko więc nic dziwnego, że należała się już realizacja zysków.

Taniejące akcje sektora finansowego i surowcowego prowadziły na południe indeksy S&P 500 i DJIA, ale NASDAQ kosmetycznie rósł (początek jednak też miał bardzo słaby, a w końcu stracił pół procent). Podobno pozytywny wpływ na NASDAQ miały wypowiedzi członka zarządu SAP, niemieckiego producenta oprogramowania. Stwierdził on, że widać szansę na ożywienie już w drugiej połowie roku. To jednak znowu był tylko pretekst – po prostu NASDAQ ostatnio stracił dystans w stosunku do S&P 500 i DJIA. Poza tym w NASDAQ nie ma sektora finansowego i spółek surowcowych. Spadek indeksów był umiarkowany i zdecydowanie już konieczny. W niczym nie zmienił „byczego” obrazu rynku.

GPW rozpoczęła w poniedziałek sesję niedużym wzrostem, który szybko zamienił się w spadek. W tych pierwszych minutach wyróżnił się znowu faworyt dużych spekulantów, czyli KGHM (ma 12 proc. udziału w WIG20), którego akcje drożały o kolejne 9 procent. Potem traciły około 3 procent i od tego czasu znowu cena akcji zaczęła się wspinać. Po południu KGHM już drożał, mimo że cena miedzi spadała o ponad dwa procent (pogoń za dywidendą miała większe znaczenie). Takie zachowanie tej spółki ratowało cały indeks przed większą przeceną.

Reklama

WIG20 szybko wylądował na poziomie o ponad dwa procent niższym od piątkowego zamknięcia, ale potem systematycznie, chociaż powoli, redukował skalę spadku. Zauważyć trzeba, ze nawet ostatnie, wielokrotne nieudane ataki na 1.900 pkt. nie doprowadziły (mimo spadków na innych giełdach) do załamania i ucieczki posiadaczy akcji w Warszawie. Gdyby gracze zdecydowanie zrezygnowali z ataku na ten poziom to indeksy spadałyby bardzo gwałtownie. Takie zachowanie rynku to duży plus dla byków. Po 4 godzinach nic już ze spadków nie zostało, a potem, kiedy indeksy na innych giełdach europejskich już bardzo nocno spadały, u nas panował spokój, a WIG20 tracił jeden procent. Podobny spokój zachowywały giełdy w Czechach i na Węgrzech.

Druga część sesji już tak spokojna nie była, bo czekania na negatywne rozpoczęcie sesji w USA bardzo pomagało niedźwiedziom. Jednak od czego jest fixing? Dzięki niemu WIG20 stracił tylko 1,2 procent i to do tego na zdecydowanie mniejszym niż przy wzrostach obrocie, co jest plusem dla byków. Taki spokój sygnalizuje, że poziom 1.900 pkt. będzie znowu wkrótce (co nie znaczy, że w tym tygodniu) atakowany.