Z punktu widzenia klientów takie testy odpornościowe mogą się przydać – jeśli wypadną dobrze, będą zapewnieniem, że naszym pieniądzom w bankach nic złego się nie stanie.

Jest co badać

Według danych NBP na koniec kwietnia, wartość depozytów w polskich bankach wyniosła ponad 582,8 mld zł. W tym depozyty gospodarstw domowych to ponad 358,3 mld zł – te w ciągu roku wzrosły o 25,2 proc. Mamy się więc o co troszczyć.

Banki z kolei muszą zadbać o drugą stronę depozytów – kredyty. Na koniec kwietnia wyniosły one ponad 673 mld zł, w tym kredyty dla gospodarstw domowych to ponad 396,4 mld zł (39 proc. wzrostu rok do roku), a kredyty dla firm – prawie 232,8 mld zł (20 proc. wzrostu w ciągu roku). Zależność jest prosta – żeby depozyty były bezpieczne, kredyty muszą być spłacane. I nawet jeśli mamy wyższe gwarancje na zwrot depozytów, to jednak lepiej być pewnym, że nie będą one potrzebne.

Reklama

Amerykanie dali impuls…

W miniony wtorek CEBS, czyli Committee of European Banking Supervisors, europejska organizacja bankowych nadzorców, uznała, że do września tego roku należy po raz drugi przeprowadzić stress testy w bankach (pierwsze badanie przeprowadzono w pierwszym kwartale). Powtórka jest nie bez przyczyny – kredytodawcy musieli przyjąć finansowy cios w postaci 1 biliona dolarów strat i odpisów na utratę wartości aktywów.


…Europie

Tego samego dnia co CEBS do zwolenników testów odpornościowych dołączył Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Marek Belka, dyrektor departamentu europejskiego MFW, powiedział dziennikarzom, że europejskie banki muszą zostać poddane „rygorystycznym stress testom” i, jeśli zajdzie taka potrzeba , dokapitalizowane.

Jego zdaniem, złe aktywa powinny zostać wyizolowane z sektora bankowego. Można to potraktować jako wezwanie do stworzenia europejskiego „bad banku”, czy też europejskich instytucji zarządzających trefnymi aktywami – takie pomysły, na wzór skandynawski z początku lat 90-ych – krążą po USA i w Niemczech.

Czy do utworzenia superinstytucji z fatalnym bilansem ostatecznie dojdzie, nie wiadomo, ale wzorem politycznych liderów epoki słusznie minionej warto stosować wobec banków (które, nie ma co kryć, wykazywały się sporą lekkomyślnością w ostatnich latach) zasadę – wierz, ale sprawdzaj.

Testy bez fajerwerków

Europejska akcja z pewnością nie będzie tak widowiskowa jak w USA, gdzie giełdy z niecierpliwością czekały na wyniki badania 19 największych instytucji. Tam wiadomo było, które banki są kontrolowane i które czego będą potrzebować, a po publikacji rezultatów giełda wyceniła ich wpływ na dalsze losy kontrolowanych firm.

W Europie wyniki mają trafić tylko do ministrów finansów i regulatorów rynku. Bardziej ma być ocenione ryzyko rynkowe niż potrzeby kapitałowe, choć nadzorcy mogą nakazać podwyższenie kapitału.

Europejskie banki muszą zresztą i tak stosować narzędzia stałego monitoringu, temu służy Nowa Umowa Kapitałowa, czyli Bazylea II, a więc opracowany przez Bazylejski Komitet Nadzoru Bankowego zestaw najlepszych praktyk w zarządzaniu ryzykiem, dostosowywania kapitału banków do ponoszonego ryzyka. Te zasady obowiązują w bankach Unii Europejskiej i choć – jeśli patrzeć na kryzys – weszły w życie za późno, by mu przeciwdziałać, to może choć trochę zmniejszyły jego skalę w Europie.

Niektórzy analitycy podeszli sceptycznie do zapowiedzi nowej kontroli. Cytowany przez Bloomberga Dominic Bryant, ekonomista w londyńskim BNP Paribas uważa, że „musi być widać, że coś robią, żeby pokazać, że są w grze”.

Zwraca przy tym uwagę, że znalezienie przez regulatorów jakichkolwiek niedociągnięć zwiększy presję na banki, aby w przyszłości podejmowały mniejsze ryzyko. Z kolei Leigh Goodwin, analityk bankowy z londyńskiego Fox-Pitt Kelton zwraca uwagę, że stress testy mają też jako efekt zwiększenie zaufania wśród klientów. „Ale musi to być przeprowadzone w sposób wiarygodny i przejrzysty” – dodaje.

W każdym razie – szczególnie w Wielkiej Brytanii, gdzie kryzys uderzył najmocniej, jest co kontrolować. Banki UE oraz Szwajcarii musiały już podnieść kapitały o 412,5 mld dolarów – obliczył Bloomberg.

Ma być mniej stresu

CEBS zresztą stara się tak prowadzić stress testy, by nie denerwować nadmiernie inwestorów i klientów. Efstathia Bouli, rzeczniczka CEBS mówiła, że przeprowadzana dwa razy do roku kontrola to część „regularnej oceny ryzyka”, zarządzonej przez Komisję Europejską, zaś obecne stress testy mają ocenić odporność europejskiego systemu finansowego na wstrząsy i przyczynić się do stosowania najlepszych praktyk. Jednak najciekawsze jest to czego nie wiemy, czyli czym są ogólne zalecenia przekazane bankom przez CEBS. W odróżnieniu od USA, gdzie metodologia badań została upubliczniona, warunki europejskie ujawnione nie będą.

Dla polskich bankowców testy to nie nowość

Polskie instytucje finansowe – nie tylko banki – od czasu do czasu wspominają, że stress testy i tak są prowadzone. Kiedy zaczął się kryzys, podczas konferencji prasowych szefowie banków i firm ubezpieczeniowych coraz częściej mówili, że testy wypadają pomyślnie. Szczegółów nikt nie ujawnia. „Oczywiście robimy stres testy, zarówno według wymagań regulatora, jak również na własne potrzeby według wewnętrznie zdefiniowanych parametrów przez bank” – mówi Forsalowi.pl Piotr Utrata, rzecznik prasowy ING Banku Śląskiego.

Dla ubezpieczycieli też

O testach mówili przedstawiciele BPH, zarząd jedynego notowanego na giełdzie towarzystwa ubezpieczeniowego (TU Europa) również się chwalił pomyślnym testowaniem różnych scenariuszy.

Janusz Arczewski, członek zarządu AXA Życie mówi Forsal.pl, że w firmie ubezpieczeniowej kontroluje się margines wypłacalności i pokrycie rezerw w różnych scenariuszach. Także tych mało prawdopodobnych, ale najgorszych jakie mogą się wydarzyć. Na przykład testowano potencjalny wpływ na portfel 30 proc. spadku kursów akcji – ten w Axie wykonano na początku roku, przy tym – jak się okazało – ten scenariusz się zrealizował.

Testuje się również zmiany stóp procentowych i ich wpływ na portfel instrumentów dłużnych. Kolejnym testowanym obszarem jest wpływ rynkowych wydarzeń na wartość portfela wynikający z wartości umów, wypowiedzenia umów krótkoterminowych. Testuje się także wypowiedzenia umów długoterminowych, czyli biznesu najważniejszego dla firm ubezpieczeń na życie.

Ubezpieczyciele są jednak w mniej jednoznacznej sytuacji niż banki. Polski rynek nie ma bowiem jednolitych standardów, takich jak w bankach, które mają swoją NUK. Zanim dla firm ubezpieczeniowych wejdą w życie zalecenia odpowiednika bankowej Bazylei II, czyli Solvency II, trzeba różne współczynniki obliczać według własnych standardów firmy.

Czego zażąda KNF?

Marta Chmielewska-Racławska z biura prasowego Komisji Nadzoru Finansowego przekazała Forsal.pl, że „w polskich bankach testy warunków skrajnych są przeprowadzane w określonych obszarach - wynika to z regulacji nadzorczych. Dotyczą najczęściej ryzyka kredytowego i rynkowego, a w specyficznych przypadkach - ryzyka operacyjnego.

Obligatoryjnie takimi testami objęty jest portfel kredytowy i księga handlowa. Stress testy rzadko są główną metodą oceny ryzyka. Stanowią raczej pomocniczy element w zarządzaniu ryzykiem, jako forma dodatkowej weryfikacji innych metod. Ich rolą jest wskazanie wielkości zagrożeń w przypadku bardzo znaczących zmian w otoczeniu ekonomicznym banku”.

W testach warunków skrajnych analizuje się np. co stałoby się z bankiem , gdyby znacząco przyrosły kredyty zagrożone, przeterminowane, gdyby zmieniła się wartość zabezpieczeń kredytów. Sprawdza się też, co działoby się, gdyby ograniczony został dostęp do dotychczasowych źródeł finansowania. A także – wpływ stóp procentowych, kursów walutowych.

To nie wszystko: banki muszą też sprawdzać wydajność systemów transakcyjnych, przygotowanie na zwiększoną skalę korzystania z usług, a także - odporność systemów na włamania. Nadzór może też zalecić dodatkowe testy według podanych założeń.

Do testowania odporności służy też Rekomendacja S, którą klienci znają przede wszystkim z ograniczenia dostępu do kredytów walutowych. Raz w roku banki muszą więc przetestować swój portfel kredytowy, na okoliczność np. zmian stóp procentowych czy gwałtownych zmian wartości nieruchomości.

Jest też Rekomendacja G, która – jak wyjaśnia KNF - określa parametry potrzebne do przeprowadzenia testów warunków skrajnych dla ryzyka stopy procentowej, wykorzystywane przy zarządzaniu tym rodzajem ryzyka.

Banki mają też plany na sytuacje awaryjne, które są polem do popisu dla pesymistów. To scenariusze na wypadek problemów z płynnością, zaś ich twórcy mogą się wykazać fantazją w sprawie sytuacji i symptomów takich sytuacji oraz równie wielką fantazją (choć oczywiście zgodną z wymogami prawa) – co wówczas zrobić.

Oczywiście KNF podczas kontroli banków sprawdza, czy testy warunków skrajnych są przeprowadzane rzetelnie. Wówczas po obu stronach stołu siadają zaprawieni w grach strategicznych i szukaniu dziury w całym: czy naprawdę zweryfikowano wszystkie skrajne sytuacje? Na oferowanych przez bank produktach? Czy są one aktualne, a nie np. sprzed pięciu lat? Czy warunki testów dostosowuje się do sytuacji rynkowej? Czy są wystarczająco konserwatywne? Czy informatyka działa właściwie?

Jeśli jednak jakiś amator pesymizmu w bankach chciałby się dowiedzieć, co wynika z tych gier strategicznych, to musi obejść się smakiem. „Wyniki testów warunków skrajnych, będących jednym z wielu elementów składających się na system zarządzania ryzykiem w banku, nie są podawane do wiadomości publicznej” – informuje KNF. Ciekawscy mogą więc spróbować przebić się przez cztery uchwały nadzoru (380/2008, 383/3008, 384/2008 i 286/2008), oraz cztery rekomendacje (G, I, P, S), które rządzą testami warunków skrajnych.

Nam pozostaje mieć nadzieję, że w czasie regularnych kontroli oraz pomocniczych stress testów znaleziono wszystkie dziury w całym.