Brazylia nie poddała się globalnemu kryzysowi, a jej gospodarka, gdzie miliony ludzi po raz pierwszy stały się prawdziwymi konsumentami, zmierza w kierunku silnego wzrostu. Wczorajsza zapowiedz wywołała natychmiast spadek cen akcji i rodzimej waluty, lecz niewiele wskazuje na to, aby spadki mogły trwać dalej.

W sytuacji gdy główny indeks giełdowy powędrował w tym roku w górę na 144 proc., wydaje się nieprawdopodobne, żeby podatek w wysokości 2 proc. mógł powstrzymać kogokolwiek, za wyjątkiem krótkoterminowych inwestorów.

Ograniczone skutki takich podatków w zarządzaniu długofalowymi trendami potwierdziły się w zeszłym roku, kiedy rząd wprowadził 1,5-proc. podatek wyłącznie na instrumenty walutowe. Został on wycofany, gdy globalny kryzys się pogorszył, zaś aprecjacja reala została powstrzymana na zaledwie dwa tygodnie.

Tym razem rząd jest chyba bardziej zdeterminowany: podatek jest większy niż zakładało to większość analityków. A ponadto dotyczy także akcji, które okazały się największym magnesem dla zagranicznego kapitału. Jego napływ netto na rynek kapitałowy w tym roku do końca sierpnia wyniósł 13,2 mld dolarów, w porównaniu z kwotą 2,5 mld dolarów zainwestowanych w rynek walutowy.

Reklama

Ale mimo swej determinacji ministerstwo finansów i bank centralny nie bardzo wierzą, że mogą zatrzymać wzrost reala. Zapewne dlatego Guido Mantega, minister finansów, ogłaszając w poniedziałek w nocy swoją decyzję, podkreślił: „Nasze zaniepokojenie dotyczy nadmiernych inwestycji spekulacyjnych, ze strony kapitału krótkoterminowego, który może spowodować bańkę spekulacyjną”.

Jak wskazuje Alvise Marino z IDEAglobal w Nowym Jorku, taka wypowiedź dowodzi, że głównym celem rządu jest zwalczenie gwałtowności na rynku. Brazylijscy eksporterzy protestują, ale jakoś nauczyli się żyć ze stale drożejącym realem, chociaż ich problemy mogą wyraźnie się spotęgować, jeśli waluta będzie dalej rosnąć. Jednak gwałtowne zmiany sprawiają, że sytuacja jest nieprzewidywalna i szkodliwa dla kosztów transakcji.

Marino twierdzi, że najwyraźniej działania rządu mają charakter uprzedzający na wypadek nagłym zmian w kursie walutowym, gdyby bank centralny – jak powszechnie się oczekuje – podniósł stopy procentowe w pierwszym półroczu przyszłego roku.

Analitycy będą dokładnie śledzić rozwój wydarzeń, aby ocenić faktyczny wpływ podatku. Gdyby dotyczył on tegorocznego napływu kapitału, wtedy dałby rządowi około 7 miliardów realów (5 mld dol.), pieniędzy bardzo potrzebnych wobec coraz bardziej pogarszającej się sytuacji fiskalnej kraju. Spadek dochodów spowodowany przez krótkotrwałą recesję w Brazylii oraz większe wydatki na wynagrodzenia i inne sztywne cele sprawiły, że rząd boryka się z poważnym niedostatkiem środków.

Jednak Nicolas Eyzaguirre, dyrektor Departamentu Półkuli Zachodniej w Międzynarodowym Funduszu Walutowym ostrzega, że taki podatek może być łatwy do obejścia: „Przy możliwościach dzisiejszej inżynierii finansowej, nie ma zbyt wielkich trudności, aby czysty przepływ finansowy został zamaskowany, jako płatność handlowa czy nawet bezpośrednia inwestycja zagraniczna”.

Nick Chamie z RBC Capital Markets ocenia: „Ewentualne sukcesy Brazylii w tej dziedzinie będą obserwowane przez inne rządy, aby ustalić przydatność takiego narzędzia polityki fiskalnej do rozwiązywania problemów przedłużającego się deficytu i aprecjacji walut rynków wschodzących”.