Według prognoz Ministerstwa Finansów w 2010 roku PKB wzrośnie o 1,2 proc. Większość ekonomistów uważa co prawda, że ta prognoza jest zbyt konserwatywna, ale żaden nie spodziewa się radykalnego przyspieszenia. Dla profesora Andrzeja Sławińskiego z RPP realne są szacunki Międzynarodowego Funduszu Walutowego, który prognozuje wzrost PKB w Polsce na poziomie 2,2 proc. Podobnie ocenia to inny członek Rady, profesor Marian Noga. Jego zdaniem PKB wzrośnie w przyszłym roku o ponad 2 proc.
– Zapewne wzrost PKB będzie wyższy, niż założył rząd w budżecie, według mnie wyniesie około 1,5 proc. – uważa natomiast profesor Stanisław Owsiak z RPP.
Prognozy ekonomistów rynkowych są zbieżne z tą ostatnią opinią. Według np. Banku BPH PKB wzrośnie w przyszłym roku o 1,5 proc. Invest Bank spodziewa się wzrostu rzędu 1,6 proc., Pekao 1,8 proc. a Raiffeisen Bank 1,3 proc.
Ekonomiści bankowi podkreślają, że to, jaki będzie wzrost w przyszłym roku, zależy od sytuacji na rynku pracy i odbudowy popytu z zagranicy. Eksperci dodają, że kluczowa będzie dynamika konsumpcji prywatnej. A ta zależy od dynamiki płac, które – w ujęciu realnym – już są niższe niż rok wcześniej
– Zapowiedzi kolejnych zwolnień mogą nie sprzyjać wzrostowi płac. Ich dynamika będzie zbliżona do inflacji. Dochody do dyspozycji nie będą raczej rosnąć. Nie ma dodatkowych impulsów, które mogłyby stymulować popyt wewnętrzny – mówił DGP na początku października Jarosław Janecki z Société Generale.
Niewiele lepiej ma być w 2011 roku. Ministerstwo Finansów uważa, że gospodarka będzie się rozwijać wtedy w tempie 2,8 proc. rocznie. Prognozy rynku są nieco bardziej optymistyczne – np. Bank BPH liczy na 3,2-proc. wzrost.
Eksperci wskazują na jeszcze jeden czynnik ryzyka dla wszystkich prognoz wzrostu: stan finansów publicznych. Jeśli okaże się, że rząd nie utrzyma długu publicznego poniżej progu 55 proc. PKB, może to spowodować zaburzenia na rynku finansowym.
– W takiej sytuacji możemy mieć mniejszy napływ kapitału, osłabienie złotego i wzrost stóp procentowych – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Invest Banku.
– To z pewnością wydłużyłoby proces odbudowywania się akcji kredytowej – dodaje Janusz Dancewicz z DZ Bank.
Co może oznaczać niski wzrost gospodarczy? Z pewnością wydłuży polską drogę do euro. O wiele trudniej spełnić będzie kryterium fiskalne, bezpośrednio zależne od wielkości PKB. Według profesora Sławińskiego to właśnie od terminu obniżenia deficytu sektora finansów publicznych do 3 proc. zależy tak naprawdę termin wstąpienia Polski do strefy.
– Kryteria nominalne z Maastricht łatwiej jest spełnić, kiedy gospodarka będzie wchodzić w okres ożywienia koniunktury – mówił członek RPP w rozmowie z TVN CNBC.
Według Haliny Wasilewskiej-Trenkner z RPP duży deficyt budżetu w przyszłym roku – i w związku z tym wysoki deficyt całych finansów publicznych – mogą opóźnić wejście do euro, poza rok 2015.
– Raczej nie jest możliwe przyjęcie euro przed rokiem 2015, nie tylko ze względu na ten deficyt, także dlatego że już obecnie Polska ma nałożoną tzw. procedurę nadmiernego deficytu i wyznaczony przez Komisję Europejską okres do 2012 roku, aby wyjść z tej procedury. Wszelkie rozmowy o wejściu do ERM2 mogą być podjęte dopiero, gdy zostanie uchylona owa procedura, a w ERM2 trzeba być dwa lata – mówi była wiceminister finansów odpowiedzialna za budżet.