Przez cały ubiegły tydzień te obawy były spychane głęboko w podświadomość - przynajmniej na GPW - ale w końcu niepokój gdzieś tam widać pozostał i ujawnił się właśnie dziś. W poniedziałek nie było żadnych istotnych danych, które mogłyby być pretekstem do przeceny, lecz mimo to zobaczyliśmy ją na GPW. Można oczywiście powiedzieć, że była ona opóźniona o jeden dzień - wszak w piątek spadały indeksy w Europie, a jak się okazało wieczorem, także w Stanach Zjednoczonych. Wobec tego WIG20 cofnął się poniżej 2380 pkt. (w okolice czwartkowych poziomów) i tam wyczekiwał na dalszy rozwój wypadków.

Te nie były jednak tak niepomyślne, jak się tego obawiano. W USA sesja rozpoczęła się z godzinnym wyprzedzeniem (efekt przesunięcia zegarów w Europie w ten weekend) i od zwyżek. Rynek pociągnęły spółki technologiczne. Zwłaszcza Microsoft pławił się w pochlebstwach analityków szczodrze wygłaszanych po raporcie kwartalnym opublikowanym w piątek, wobec czego nadzieje na udaną sprzedaż nowej generacji Windows dodatkowo zostały podgrzane. Pomogła też publikacja wyników Verizon'a. Nikt nie zwrócił uwagi na wypowiedź Andrew Smithers'a (ekonomisty i prezesa firmy researcherskiej Smithers & Co.), którego zdaniem akcje wchodzące w skład S&P są przewartościowane o 40 proc. i zaczną tanieć kiedy tylko rządy przestaną wstrzykiwać gotówkę do gospodarki. Tym bardziej nikt w Polsce się nie przejął tą opinią. Od dziennego dołka WIG20 odrobił 20 pkt do końca sesji, by ponownie zgubić kilka na fixingu. Trudno mówić dziś o sile rynku na tle innych parkietów, skoro na jedną drożejącą akcję przypadły dwie taniejące, a obroty na całym rynku akcji przekroczyły 1 mld PLN dopiero na końcowym fixingu.

Złoty pozostawał dziś mocny, dopiero od 15:30 zaczął wyraźnie tracić. W skali dnia przecena nie była jednak duża - do 0,5 proc. w przypadku dolara od 0,1 proc. wobec franka. Na świecie euro długo utrzymywało się powyżej 1,50 USD, jednak po południu to dolar był górą. Znów bez żadnej klarownej przyczyny. Jednak z korektami zawsze się trzeba liczyć. A także z tym, że któraś z korekt okaże się później początkiem nowego trendu. Popołudniowe umocnienie dolara szybko przelało się na rynek surowców. W godzinę po tym, jak dolar zaczął się umacniać, cena ropy spadła już o 1,5 USD poniżej 80 dolarów za baryłkę; od wzrostów do spadków przeszła także miedź i złoto (spadek do 1 050 USD za uncję). Po dwóch godzinach notowań S&P, który zyskiwał 0,8 proc. na początku sesji, tracił już 0,1 proc. Szanse na to, że tym razem zobaczymy głębszy spadek notowań w USA, właśnie wzrosły.