Minister finansów Jacek Rostowski robi wszystko, aby poprawić stan finansów publicznych w zgodzie z polską metodologią liczenia długu. Nie wlicza więc do niego zobowiązań zaciąganych przez fundusz drogowy, czy zadłużenia NFZ i ZUS. To może, ale nie musi wystarczyć, aby nie trzeba było zamrażać poziomu deficytu budżetowego oraz podwyżek pensji dla budżetówki i waloryzacji rent i emerytur. Takie byłyby bowiem konsekwencje przekroczenia drugiego progu ostrożnościowego z ustawy o finansach publicznych, czyli 55 proc. długu w relacji do PKB.

Ekonomiści nie emanują optymizmem. Podkreślają, że dużo zależeć będzie od kursu złotego. Jeśli złoty będzie słaby, ryzyko wzrostu zadłużenia w relacji do PKB jest dużo wyższe. Istnieje jednak dużo innych czynników, których realizacja może sprawić, że przekroczymy poziom 55 proc. – twierdzi Ryszard Petru, główny ekonomista BRE Banku. Nie wiadomo, jak przebiegać będzie prywatyzacja, jaki zysk wykaże NBP oraz czy lepsze prognozy PKB przełożą się na wyższe wpływy z VAT.