Oferta prywatyzacyjna na 2010 rok jest olbrzymia, sięga 25 mld zł. Czy polski rynek kapitałowy jest w stanie ją wchłonąć?
Wiele zależy od trzech czynników. Po pierwsze, czy inwestorzy będą mieli apetyt na prywatyzowane spółki, a ten z kolei zależy od światowej koniunktury i klimatu inwestycyjnego. Po drugie, ważne będzie, czy do tak olbrzymiej operacji będziemy mieli dobrze przygotowany profesjonalny aparat urzędniczy w ministerstwach i urzędach centralnych. Sądzę, że z tym może być problem. I po trzecie, dostrzegam tu olbrzymią rolę firm doradczych. Nie tylko jako zespołów asystujących przy wycenach spółek czy kwestiach prawnych, choć i to jest niezmiernie ważne, ale przede wszystkim jako tych podmiotów, które potrafią kreatywnie podejść do problemu sprzedaży konkretnej spółki i są też wizjonerami, jak powinna wyglądać przyszłość całych sektorów polskiej gospodarki. To doradcy powinni pomagać MSP w elastycznym reagowaniu w przypadku, kiedy „coś idzie nie tak”. Dlatego MSP powinno umieć wybierać doradców według doświadczeń, a nie głównie ceny. Powinno płacić normalne stawki światowe, dawać dużą niezależność i umieć egzekwować należytą kreatywność i aktywność.
Które spółki należy sprzedać poprzez ofertę publiczną i giełdę, a dla których konieczne są inne ścieżki?
Ten rząd stara się prywatyzować z pomocą głównie inwestorów strategicznych, bo jest to ścieżka łatwiejsza i szybsza w realizacji. Uważam, że trzeba jak najwięcej spółek sprzedawać poprzez giełdę, zachowując dla Skarbu Państwa bierną kontrolę nad firmą. Z takich spółek, w niektórych przypadkach, należałoby tworzyć większe grupy, które w przyszłości mogłyby być aktywne za granicą, być polskimi „multinationals”. Uważam, że do tej pory zbyt duże pole, jeśli chodzi o własność wielkich polskich firm, oddaliśmy zagranicznym inwestorom strategicznym, korporacjom. A zasada jest prosta: zwykle więcej wartości dodanej, więcej prac B+R wykonuje się w kraju rodzimym, większe podatki płaci się w kraju pochodzenia spółki niż poza własnym krajem.
Reklama
Czy prywatyzacja powinna być realizowana pod dyktando potrzeb budżetowych rządu?
Problemy budżetu nie powinny wpływać na szybkie i pochopne decyzje prywatyzacyjne.
Czy proces prywatyzacyjny może utrudnić postawa związków zawodowych?
Wszystko zależy od spółki i sektora. Oczywiście trudno coś konstruktywnego zrobić w ekstremalnych przypadkach, a z takim mamy do czynienia w KGHM, gdzie związki zawodowe niemal zawłaszczyły tę firmę należącą po części do nas wszystkich. Ale to jeden z nielicznych wyjątków. Żądania pakietów socjalnych, w tym gwarancji zatrudnienia na 3 czy 5 lat uważam za coś normalnego i do przyjęcia. Także inwestorzy strategiczni z taką praktyką zdążyli się już oswoić.
Od czego zależy powodzenie oferty prywatyzacyjnej?
Wiele wskazuje na to, że ostatnia minihossa światowa to fenomen tymczasowy. A bez udziału inwestorów światowych plan prywatyzacyjny ma małe szanse powodzenia. Myślę o dużych inwestorach pasywnych typu fundusze emerytalne czy fundusze państwowe itp., bez których sprzedaż akcji poprzez giełdę będzie trudna. Sprzedaż inwestorom strategicznym też nie będzie łatwa. Porażka sprzedaży ENEI dowiodła, że trzeba racjonalnie podchodzić do wycen spółek. Oczekiwania MSP nie mogą się zbytnio rozmijać z propozycjami inwestorów. Tu znowu refren: MSP musi wynajmować najlepszych, a nie najtańszych, doradców. Inaczej prywatyzacja będzie się wydłużać, pieniądze będą trafiać do kasy państwa ze znacznym opóźnieniem lub w ogóle nie trafią. Niekiedy warto poczekać na powrót hossy, niż sprzedawać po każdej cenie wartościowe aktywa.