Amerykańska gospodarka oficjalnie znowu wiosłuje. Faktycznie recesja najpewniej skończyła się kilka miesięcy temu, chociaż upłynie nieco czasu zanim niezależny komitet pomiaru cyklu biznesowego wyda formalny werdykt.

Otwarta pozostaje jednak kwestia, jaki kształt przybierze odrodzenie. Główna niewiadoma dotyczy tego, na ile energicznie będzie rozwijał się wewnętrzny popyt, gdy rządowe stymulatory wzrostu zaczną zanikać.

Wiele zależy od tego, czy uda się utrzymać początki ożywienia w sferze wydatków konsumpcyjnych, potwierdzone przez ostatnie dane i na dodatek finansowane przez znacznie mniejsze oszczędności.

Istnieje dość klarowna jasność w odniesieniu do perspektyw końca tego roku. Czwarty kwartał może być nieco słabszy niż trzeci, z wynikiem 3,5 proc. Pewne dowody sugerują, że dynamika siadła we wrześniu, chociaż jeszcze wliczało się w ten okres wypłaty z programu „gotówka za gruchoty”. W sumie jednak rezultaty będą najpewniej podobne. Niepewność dotyczy natomiast lat 2010-2011.

Ekonomiści spodziewają się ostrego starcia między naturalną tendencją sektora prywatnego do szybkiego odbicia po głębokiej recesji i działającą w przeciwnym kierunku potężną falą kredytowej posuchy oraz przemożnego dążenia do naprawy zachwianych bilansów. Historia dowodzi, że w takiej sytuacji efektem jest słabe odrodzenie gospodarcze, zwłaszcza po finansowy kryzysie.

Reklama

Obecnie większość obstawia wariant przytłumionego odrodzenia, ze wzrostem 3 proc. w przyszłym roku, co sprawia, że jedynie w niewielkim stopniu wykorzystane zostaną uśpiony potencjał produkcyjny i armia bezrobotnych.
Wczorajsze dane są dobrą ilustracją niektórych kluczowych cech odrodzenia u jego samego zarania.

Po pierwsze, w ogromnym stopniu zależy ono od rządowych bodźców, strona popytowa zaczyna się cofać po okresie wsparcia ze strony ulg podatkowych i transferów pieniężnych z początku roku. Kiedy programy stymulacyjne wygasną, będzie to wielki cios dla wzrostu gospodarczego, a największe wyboje pojawią się w 2011 roku.

Po drugie, budownictwo mieszkaniowe ruszyło z miejsca po okresie trzech i pół lat spadku. Produkcja samochodów prawdopodobnie także odbija się od dna. Dzięki programowi zachęcającemu do złomowania starego i kupna nowego samochodu, wyeliminowano nadmierne zapasy w przemyśle. Tyle tylko, że program sięgnął także po przyszły popyt, co utrudnia oceny. Ale w przyszłości oba sektory nie powinny być wielkim hamulcem dla wzrostu gospodarczego.

Po trzecie, jesteśmy na wczesnym etapie zmiany stanu zapasów, co powinno wesprzeć wzrost w przyszłym roku – zmniejszając ryzyko powtórnej zapaści gospodarczej w pierwszym półroczu – ale efekt ten zacznie zanikać, potęgując negatywny wpływ wycofania programów stymulacyjnych.

I po czwarte, popyt konsumencki, chociaż daleki od wigoru, jest znacznie silniejszy niż można było tego się spodziewać, biorąc pod uwagę wszystko przez co przeszli konsumenci podczas minionych dwóch lat.

Kiedy zezwolono na inflację, konsumpcja wzrosła w trzecim kwartale o 3,4 proc. w skali rocznej po spadku w drugim kwartale. Dobrą stroną tego wzrostu były wydatki na zakup samochodów, ale to nie wszystko.

Gospodarstwa domowe zdołały zwiększyć wydatki pomimo faktu, że realne dochody spadły w tym kwartale o 3,4 proc. w skali rocznej, co zmniejszyło poziom oszczędności z 4,9 proc. w drugim kwartale do 3,3 proc. w trzecim.

Podstawowe pytanie polega na tym, czy był to raczej wybryk, czy też amerykańscy konsumenci są rzeczywiście zadowoleni ze swoich oszczędności i bogactwa. Większość ekonomistów spodziewa się ponownego wzrostu stopy oszczędności w granicach 4-5 proc., co pasuje do przyjmowanego powszechnie scenariusza słabego odrodzenia.

Wielu zresztą sądzi, że stopa oszczędności powinna wzrosnąć do poziomu 6-8 proc. i więcej, co sugeruje jeszcze słabsze i bardziej kruche tempo rozwoju w 2010 roku.