Okrągły kurs wymiany złotego na euro może utrudnić konsumentowi życie. Bez względu jednak na to, czy będzie on okrągły czy nie – największą trudność sprawi przeliczanie cen tanich towarów czy usług.

W każdym kraju Unii Europejskiej, który zamierza wejść do strefy euro, obywatele najbardziej boją się związanych z tym wzrostów cen. Takie obawy mają również Polacy. Na ich odczucia z pewnością będzie mieć wpływ kurs konwersji złotego na euro. A konkretnie, czy będzie on okrągły czy nie.

– Do pewnego stopnia jest to bowiem istotne. Wpływa to na łatwość przeliczania cen przez konsumentów, jak również na ilość nadużyć, związanych z zaokrąglaniem cen – mówi Piotr Bielski, ekonomista BZ WBK.

Na kurs konwersji zwraca również uwagę Renata Wolanin, doradca Biura ds. Integracji ze Strefą Euro Narodowego Banku Polskiego.

– Kwestia kursu i przeliczania cen nie byłaby w ogóle problemem, gdyby kurs wynosił 1:1. Niewielkie problemy wystąpiłyby też w sytuacji kursu 1:10, gdyż wtedy wprowadzenie euro bardzo przypominałoby operację denominacji złotego sprzed kilkunastu lat – mówi Renata Wolanin.

Reklama

Dodaje, że wielu komentatorów wyraża pogląd, że łagodniejsze jest przejście na nową walutę przy kursie okrągłym, np. 1:2 lub 1:3. W tym ostatnim przypadku niewątpliwie łatwiejsze dla osób fizycznych jest przeliczanie cen i prawdopodobnie mniejszy jest efekt iluzji euro, który w pewnym zakresie wynika z niedokładnego przeliczania cen przez konsumentów.

Dobrym przykładem był kłopot niemieckich obywateli. Kurs konwersji marki niemieckiej na euro wynosił bowiem 1,95583, czyli zdecydowanie nie był okrągły.
– Konsumenci przy szybkim przeliczaniu cen, czyli na przykład robiąc zakupy, upraszczali kurs i mnożyli ceny w euro przez dwa. Dochodzili więc do wniosku, że ceny wzrosły w wyniku wprowadzenia euro, podczas gdy błąd wynikał z niedokładnie zastosowanego kursu. Ale tak właśnie powstaje efekt iluzji euro – konsumenci są przekonani, że cena wzrosła, podczas gdy w rzeczywistości jest na takim samym poziomie – tłumaczy Renata Wolanin.

Gdy więc kurs konwersji jest okrągły, przejście na euro jest łatwiejsze dla konsumentów, gdyż przeliczanie cen nie sprawia kłopotów. Szybciej jest też wychwycić nieprawidłowości, które zawsze w takiej sytuacji mogą się pojawić.

Jak podkreślają jednak eksperci – okrągły kurs nie pomaga, gdy mamy do czynienia z małymi cenami. W obu przypadkach przeliczanie jest trudne i nie ma możliwości osiągnięcia ideału.

– Okrągłe kursy nie mają znaczenia dla rozwiązania problemów z produktami o bardzo małej cenie jednostkowej, np. guzika kosztującego 7 groszy. Przy kursie 1:3 też będziemy mieć problem z przeliczeniem ceny na euro – mówi Renata Wolanin.



Piotr Bielski dodaje, że ceny produktów bardzo tanich, jak zapałki czy chusteczki higieniczne, z dużym prawdopodobieństwem zostaną zaokrąglone w górę.

– Wszyscy bowiem obawiają się efektu inflacyjnego. W skali całej gospodarki nie musi to być jednak efekt duży. Czasem bowiem inaczej wygląda rzeczywista inflacja od tego, co odczuwają obywatela podczas codziennych, małych zakupów – mówi Piotr Bielski.

Jak jednak wyznaczany jest kurs wymiany?

Zgodnie z art. 4 rozporządzenia Rady 1103/97 kurs wymiany jest określany jako sześciocyfrowy. Według prawa wspólnotowego zaokrąglenia powinny być stosowane do najbliższego centa w górę lub w dół. Prawo to jednak odsyła do odpowiednika krajowego lub przyjętej praktyki. Jak podaje Renata Wolanin, istnieje jednak kilka wariantów w zakresie sposobów uregulowania problematyki zaokrąglania przeliczanych kwot.

– I tak na przykład na Malcie przewidziano możliwość zaokrąglenia cen w relacjach z konsumentami do kwoty łatwiejszej do zapamiętania lub zarejestrowania, jeżeli zaokrąglenie następowało w dół. Tylko w wyjątkowych przypadkach, uzasadnionych ograniczeniami technicznymi i podlegających kontroli, dopuszczalne było zaokrąglenie w górę – tłumaczy ekspert BISE.

Dodaje jednak, że dotychczas Malta była jedynym krajem, w którym przepisy wprowadziły generalny, prawny zakaz zaokrąglania cen w górę. Taka taktyka może być jednak zastosowana również w Polsce, gdyż nie określono jeszcze zasad, które będą obowiązywały w tym zakresie.

– Ciekawe rozwiązanie zastosowała też Słowacja. Ustaliła, że kwoty podlegające zapłacie lub zapisowi na rachunku zaokrąglane były zgodnie z ogólną zasadą do jednego centa tak, żeby można je było zrealizować w gotówce. Natomiast dla wielkości, które nie podlegały zapłacie, wprowadzono możliwość przeliczania z dokładnością do większej liczby miejsc po przecinku – dodaje Renata Wolanin.

Bez względu jednak na kurs konwersji warto zwrócić uwagę na fakt, że większość cen na rynku to tzw. ceny atrakcyjne, czyli psychologiczne, które kończą się na 9 czy 5 groszy oraz ułamkowe (co 5 i 10 groszy, 5 i 10 złotych itd.). Dlatego też nawet jeśli po zamianie kwota w euro będzie dokładnym odpowiednikiem kwoty w złotym, ale nie będzie ceną atrakcyjną – może się okazać, że za jakiś czas to się zmieni i raczej nie na korzyść konsumenta.

Jak jednak podkreśla Piotr Bielski, to, czy kurs będzie mniej czy bardziej okrągły, nie jest najważniejsze.

– Dla nas powinno być ważne, żeby kurs nie był na przykład przewartościowany – tłumaczy.