Tamtejsze spadki o niemal 3 proc. zadziałały na wyobraźnie Europejczyków i indeksy na Starym Kontynencie rozpoczęły dzień neutralnie lub na spadkach. Skala tych spadków i tak była niewielka biorąc pod uwagę, że rano ogłoszono upadek amerykańskiej grupy bankowej CIT (101 lat historii). Te piąte największe bankructwo w Stanach i jednocześnie największy upadek od października ubiegłego roku nie spotkał się z żadną paniczną reakcją, głównie przez fakt, że scenariusz bankructwa tej instytucji był brany pod uwagę od lipca, zatem gracze zdążyli na tą informację się uodpornić. Równie odporni nie okazali się akcjonariusze CIT, ponieważ akcje tej spółki tuż po rozpoczęciu handlu straciły 65 proc.

WIG20 natomiast odrobił początkowe straty i ustabilizował się na 0,5 proc. minusie, gdzie przez większą część dnia kreślił poziomą linię. Najciekawiej, zgodnie z oczekiwaniami wyglądała końcówka. Indeks wyznaczał już nowe dzienne minima i był bliski wyłamania poniżej czwartkowych poziomów, ale opublikowane na 10 min. przed końcem sesji dane zmieniły obraz dnia. Wszystko za sprawą amerykańskiego przemysłu, który choć nie najważniejszy w tej gospodarce to jednak nadal jest ważny dla rynków.

Opublikowany indeks ISM dla przemysłu przebił oczekiwania i jest już najwyżej od ponad 3 lat. Tak duży wzrost jest pochodną coraz mniejszych zapasów, których ilość od ponad dwóch lat się zmniejsza oraz wynikającego z tego wzrostu zamówień w fabrykach. W sumie nie ma w tym nic dziwnego. Skoro w magazynach już nic nie ma, to przedsiębiorstwa, aby dalej funkcjonować muszą składać nowe zamówienia, by nie doprowadzić do sytuacji, kiedy klient musi oczekiwać na towar. Stąd poprawa, która jednak nie będzie w stanie utrzymać dobrych nastrojów, jeżeli nie pójdzie za tym wzmożony popyt. W danych był jeszcze jeden ciekawy szczegół. Subindeks zatrudnienia w przemyśle zaczął dostrzegać pozytywne zmiany na rynku pracy. To dopiero bardzo wczesny i niepotwierdzony objaw poprawy, ale taka „pierwsza jaskółka” przed piątkowym raportem z rynku pracy jest bardzo optymistycznym zaskoczeniem. Na dokładkę byki w końcówce dostały informacje z rynku nieruchomości, gdzie dość mało istotny indeks podpisanych umów kupna domów wzrósł w ciągu miesiąca aż o 6,1 proc. podczas gdy oczekiwano jego minimalnej zmiany.

Gdyby takie informacje nie wywołały wzrostów to znaczyłoby, że z giełdami jest naprawdę bardzo słabo. Byki wykorzystały jednak okazję i na zachodnich parkietach udało się wyjść na plusy, a nasz pakiet zakończył na kosmetycznym minusie. To dobrze rokuje na kolejne dni i kolejne dane, ale trzeba pamiętać, że mamy dopiero pierwszy dzień wzrostów po całym tygodniu spadków. Dzisiejsza potyczka nie przesądza jeszcze o niczym, ale przedłuża szanse popytu na odrobienie ostatnich strat.

Reklama