W negocjacjach toczonych przez Ministerstwo Gospodarki i spółkę PGNiG z rosyjskim ministerstwem energetyki i gazpromem istotne są dwie sprawy: zakup dodatkowych ilości gazu i kontrola nad gazociągiem jamalskim.
Na podstawie sposobu rozstrzygnięcia tych kwestii będziemy mogli ocenić skuteczność polskich negocjatorów.
Pierwsza z nich dotyczy zakupu przez PGNiG dodatkowych ilości gazu. Chodzi o dwa miliardy metrów sześciennych gazu rocznie. Problem powstał w 2003 roku, gdy wicepremier Marek Pol podpisał aneks do umowy jamajskiej, zmniejszający ilość gazu kupowanego od Gazpromu. Stworzone zostało wtedy pole do działania dla pośredników takich jak rosyjsko-ukraińska spółka RosUkrEnergo. Polskie problemy są pochodną rosyjsko-ukraińskiego kryzysu w styczniu 2009 roku, gdyż właśnie w rezultacie tego kryzysu zlikwidowana została spółka RosUkrEnergo, a tym samym umowa przestała obowiązywać. Brakujące ilości gazu muszą być czymś zastąpione i to już tej zimy. Problem polega na tym, że PGNiG brakujący gaz może kupić tylko od Gazpromu lub od jednej z zachodnich kompanii importujących gaz z Rosji. Sytuacja się zmieni dopiero w 2014 roku, gdy uruchomiony zostanie gazoport w Świnoujściu. Innymi słowy, w interesie Polski leży podpisanie umowy zwiększającej dostawy gazu z Rosji w latach 2010 – 2014. Natomiast w interesie Rosji leży wykorzystanie trudnej sytuacji Polski i podpisanie umowy opiewającej na dłuższy okres.

Kto na tym zarobi

Drugą ważną kwestią są stosunki właścicielskie w spółce EuroPolGaz, która powstała w 1993 roku na zasadzie porozumienia międzyrządowego. Polska spółka PGNiG i rosyjski koncern Gazprom posiadają po 48 procent akcji, a cztery procent należy do spółki Gas Trading, której akcjonariuszami są PGNiG, Gazprom, Węglokoks, Wintershall i Bartimpex Aleksandra Gudzowatego. Statut spółki EuroPolGaz przewiduje, że zarząd jest czteroosobowy, a prezesa wskazuje strona polska. Zarząd podejmuje decyzje, głosując, a w sytuacji równości głosów decyduje stanowisko prezesa. Strona rosyjska chce powiązać sprawę dodatkowych dostaw gazu ze zmianą statutu, tak aby to ona wskazywała prezesa. Od dłuższego czasu kwestią sporną są opłaty za przesył rosyjskiego gazu rurociągiem jamajskim do Niemiec. W 2003 roku wicepremier Marek Pol zgodził się, że EuroPolGaz będzie spółką niedochodową. Taryfy na przesył gazu powinny zapewnić dochód potrzebny wyłącznie dla zapewnienia bieżącego funkcjonowania gazociągu jamalskiego. Państwo polskie nie czerpie żadnych zysków z przesyłu gazu do Niemiec. Bez solidnych dochodów spółka będzie skazana na kredyty, a Gazprombank już teraz niechętnie zgadza się na spłatę jej zadłużenia. Rosjanie najprawdopodobniej chcą spółkę EuroPolGaz doprowadzić do upadłości, aby przejąć ją za długi i zlikwidować konkurencję dla gazociągu bałtyckiego. W interesie Polski leży więc utrzymanie dotychczasowego statutu i zachowanie zasady taryfowania przesyłu gazu.
Reklama



Warunki graniczne

Dwie kwestie – zwiększenie dostaw gazu z Rosji tylko do 2014 roku i utrzymanie kontroli nad spółką EuroPolGaz wyznaczają warunki korzystnego dla Polski kompromisu. W tej chwili dysponujemy tylko bardzo ogólnymi informacjami na temat wyników negocjacji, a uzgodnienia wejdą w życie dopiero po podpisaniu odpowiednich dokumentów przez rządy obu państwa. Odnieść jednakże można wrażenie, że negocjatorzy rosyjscy przeforsowali większość swoich postulatów. Najprawdopodobniej dostawy gazu zwiększone z 8 do 11 miliardów metrów sześciennych będą realizowane aż do 2037 roku, co w zasadzie oznacza rezygnację z jedynego rządowego planu dywersyfikacji źródeł dostaw gazu. Być może zresztą biznes nigdy nie traktował poważnie rządowych planów dywersyfikacyjnych. Główną niewiadomą rozmów moskiewskich pozostają nowe zasady zarządzania spółką EuroPolGaz i jej polityka taryfowa. Sprawa przejęcia przez głównych akcjonariuszy pakietu akcji Gas Tradingu jest kwestią drugorzędną.

Dwie tradycje

Strona rosyjska chce powiązać sprawę dodatkowych dostaw gazu ze zmianą statutu. To klasyczne posunięcie Gazpromu, który zawsze dąży do powiązania kwestii wielkości dostaw, cen gazu, taryf przesyłowych i stosunków właścicielskich. W relacjach z Ukrainą i Białorusią niezmiennie prowadziło to do ostrych konfliktów politycznych, dzięki czemu Gazprom musiał iść na ustępstwa. Ukraina ponadto bezpardonowo wykorzystywała swoją pozycję monopolisty w tranzycie gazu. Tylko że dla naszych wschodnich sąsiadów konflikty z Rosją stanowią normę. Inaczej sytuacja wygląda w Polsce z jej polityką miłości oraz dążeniem znacznej części opinii publicznej do „przełomu” w stosunkach z Rosją. W tych warunkach trudno sobie wyobrazić, aby rząd na kilka miesięcy przed wyborami prezydenckimi zaryzykował otwarty spór z Rosjanami, którzy umiejętnie argumentują, że jeśli porozumienie nie zostanie zawarte, to już tej zimy trzeba będzie w Polsce ograniczyć dostawy gazu dla przemysłu.
To właśnie dzięki temu zastanawiamy się dzisiaj nad skalą naszych ustępstw wobec koncernu, który jest w bardzo trudnej sytuacji finansowej i któremu grozi ponowny konflikt z Ukrainą.