Jedną z pierwszych rzeczy, jaką widzi gość w siedzibie Ryanaira w Dublinie, jest oprawiony model Boeinga 737–800, który długo był jedynym samolotem używanym przez taniego przewoźnika. Tabliczka poniżej głosi, że model jest prezentem od Alana Mulally’ego, byłego szefa działu samolotów pasażerskich Boeinga, dla Michaela O’Leary’ego z Ryanaira, dla uczczenia partnerstwa Boeinga i Ryanaira w 2002 roku.

Zniżki na nowe maszyny

Problem, z którymi zmagała się w owym roku branża lotnicza – i ich konsekwencje – pozwalają wytłumaczyć, dlaczego przy okazji ostatniej prezentacji wyników za drugi kwartał O’Leary na prawo i lewo rozpowiadał, że po roku 2012 może powstrzymać agresywny rozwój swojej ekspansjonistycznej firmy. W 2002 roku sektor stał w obliczu recesji w wyniku ataków z 11 września. Producenci bardzo chcieli sprzedawać samoloty i O’Leary dostał, jak sam się później chwalił, „pazerną” zniżkę przy zamówieniu stu Boeingów 737–800 z opcją na kolejne 50.
Dziś branża znów jest pogrążona w kryzysie i O’Leary próbuje to wykorzystać, namawiając Boeinga, by sprzedał mu więcej samolotów, tym razem 200. Ale tym razem Boeingowi się nie spieszy. O’Leary z kolei zaczął rozpowiadać, że przygotowuje się do „rozwodu” z amerykańskim producentem i zaczął rozmowy z jego europejskim rywalem, Airbusem. Airbus wykazuje jednak pewną niechęć do angażowania się w negocjacje z Ryanairem, co z kolei skłoniło O’Leary’ego do ostrzeżenia, że może w ogóle zaprzestać rozwijania Ryanaira.
Reklama
– Jeżeli nie dogadamy się z Boeingiem do końca roku, to będziemy musieli ograniczyć tempo wzrostu do 2012, z pewnych rzeczy zrezygnować, pewne opóźnić, a od 2012 zacząć maksymalizować zyski (...) i oddawać gotówkę akcjonariuszom – powiedział. Doświadczeni obserwatorzy Ryanaira mówią, że to nic innego jak po prostu kolejna fanfaronada O’Leary’ego.



Czcze deklaracje O’Leary’ego

To prawda, że czasami jego przewidywania nie zdają się na nic: w 2005 roku mówił, że przejdzie na emeryturę w 2008, a teraz deklaruje, że odejdzie w ciągu najbliższych dwóch lub trzech lat. Niektórzy twierdzą, że jego ostatnie groźby są przejawem słabości. Paul Leighton, dyrektor zarządzający w brytyjskiej Aircraft Value Analysis Company, która ocenia wartość samolotów dla linii lotniczych, mówi, że pomimo ogólnej recesji w awiacji, warunki rynkowe dla producentów takich jak Boeing są dziś znacznie lepsze niż w 2002, ponieważ opóźnienia w zamówieniach są tak wielkie. Zaległości w przypadku Boeinga 737 wynosiły na koniec września tego roku 2118 maszyn, twierdzi koncern, z czego większość były to maszyny typu 737–800, które kupuje Ryanair.
Leighton wskazuje, że sukces O’Leary’ego wynikał po części z faktu, że potrafił on obniżyć koszty utrzymania młodej floty. To jednak zwiększa presję na przewoźnika, by wymieniał maszyny. – Ryanair naprawdę musi pomyśleć o wymianie samolotów, a nie tylko o strategii wzrostowej, więc ich pozycja może wcale nie być taka silna, jak chcą pokazać – powiedział Leighton.

Koniec tanich biletów

Jeżeli Ryanair wejdzie w fazę „powzrostową”, tanie bilety, z których słynie, mogą się skończyć. Wstrzymując wzrost, Ryanair nie będzie już pod taką presją, by zapełniać nowe fotele, spadnie więc potrzeba spektakularnych promocji i średnia cena biletu może wzrosnąć.
Analitycy są podzieleni, czy O’Leary wdroży tę strategię w praktyce. Pesymiści twierdzą, że szef Ryanaira potrzebuje wymówki, a rzeczywistość jest taka, że przewoźnik sięgnął granic swojej ekspansji i musi przestać rosnąć. Optymiści z kolei argumentują, że ma jedynie 10 proc. europejskiego rynku i wciąż mnóstwo przestrzeni do rozwoju.
Choć sprzedaż w I półroczu spadła o 2 proc. do 1,77 mld euro, zysk brutto wzrósł ze 105 do 419 mln euro. Wyniki były słabsze od niektórych spośród najbardziej optymistycznych prognoz, ale ogólny obraz i tak jest imponujący na tle spowalniającego rynku lotniczego. Tym niemniej perspektywa, że Ryanair zakończy okres dynamicznej ekspansji, ekscytuje jego rywali. – Przez ostatni rok mówiłem każdemu, kto chciał słuchać, że dla O’Leary’ego kupno większej liczby samolotów to wóz albo przewóz i że to wszystko źle się skończy dla jego akcjonariuszy – powiedział założyciel easyJet, sir Stelios Haji-Ioannou.
– Moja sugestia jest teraz taka, że jeżeli nie znajdzie dość pasażerów dla swoich stu dodatkowych samolotów, niech kupi kawałek Pustyni Mojave w Kalifornii i urządzi tam ze swoich starych maszyn muzeum lotnictwa. Oprócz pobierania opłat za korzystanie z toalety mogłoby to być źródło dodatkowych przychodów – dodaje sir Stelios Haji-Ioannou.