Jak widzi pan sytuację BRE Banku po trzech kwartałach 2009 r.?
MARIUSZ GRENDOWICZ*
Jesteśmy w znacznie lepszej sytuacji niż rok temu. Wtedy nasze przychody rosły w skali roku o 30 proc., a koszty o 15-20 proc. Po upadku Lehman Brothers z dnia na dzień przychody zmniejszyły się, a koszty przyrastały jak wcześniej. Do tego zwiększyliśmy rezerwy na ryzyko kredytowe. Gdzie jesteśmy teraz? Po pierwsze, przychody przyrastają bardzo satysfakcjonująco. Pod tym względem jesteśmy w czołówce banków notowanych na GPW.
Wynikami za III kwartał udowodniliśmy, że BRE Bank to wciąż bardzo dochodowa instytucja – wynik odsetkowy jest lepszy o 13 proc. niż przed rokiem, wynik prowizyjny poprawiliśmy o 20 proc. To są konkretne efekty wprowadzenia naszej strategii. Jednocześnie pozyskujemy nowych klientów – w detalu obsługujemy już 3,1 mln osób. Należy podkreślić, że dokonaliśmy tego jednocześnie ograniczając koszty. Po trzech kwartałach wskaźnik kosztów do dochodów, określający efektywność działania instytucji finansowych, wynosi 51,5 proc., co oznacza, że plasujemy się nie tylko w czołówce polskich banków, ale wręcz na świecie niewiele jest równie wydajnych grup.
Reklama
Elementem, który decyduje o wyniku banku, są rezerwy.
W tym roku w rezerwach na ryzyko kredytowe były dwa podstawowe elementy, które wyznaczały większość rezerw, które utworzyliśmy. To opcje walutowe i pożyczki gotówkowe udzielane przez mBank osobom, którzy wcześniej nie były jego klientami. Problem z opcjami ma się ku końcowi.
Z czego to wynika?
Od samego początku bardzo intensywnie rozmawialiśmy z klientami, aby znaleźć wyjście z sytuacji. Już w połowie tego roku wiedzieliśmy, w których miejscach istniały potencjalne problemy, i zostały one rozwiązane. Oczywiście efekt będzie znany wtedy, gdy wygasną ostatnie opcje.
Jeśli chodzi o pożyczki gotówkowe udzielone osobom niebędącymi wcześniej klientami mBanku, to od kwietnia wycofaliśmy się z tego produktu. Uznaliśmy, że należy go zastąpić innym, skierowanym do innej grupy docelowej.
Jeżeli nałożymy te wszystkie elementy: przychody, koszty i rezerwy, pozwala to w bardzo optymistyczny sposób myśleć o przyszłości BRE.



A jakie są zagrożenia?
Zakładamy, że najgorsze, jeśli chodzi o sektor korporacyjny, mamy już za sobą. Zapewne jeszcze przez dwa-trzy kwartały następować będzie stopniowe pogorszenie portfeli kredytowych, ale to już będzie wyhamowująca tendencja. To jest wielce prawdopodobny scenariusz, pod którym się podpisuję. Oczywiście jest możliwość wystąpienia scenariusza drugiej fali trudności wśród klientów korporacyjnych, ale na razie nie mamy podstaw sądzić, że takie ryzyko wystąpi.
Jedynym poważnym znakiem zapytania jest sytuacja kredytów hipotecznych. Jednak, obserwując rozwój historyczny, większych zagrożeń nie widzimy. Niewiadomą są pożyczki gotówkowe, które ważą dość istotnie na polskim sektorze bankowym. Spotykam się z opiniami, że ten portfel jest stosunkowo bezpieczny. Wielokrotnie słyszę też, że wśród tych, którzy mają takie pożyczki, jest wiele osób przekredytowanych, które mają po 7-8 pożyczek i nie mają innego sposobu na spłatę rat, niż wzięcie kolejnej pożyczki.
Jak długo, według pana, będzie trwała ta sytuacja pełna znaków zapytania?
Myślę, że dwa, trzy kwartały. Generalnie sytuacja się ustabilizowała. Jako sektor bankowy w Polsce nie mamy napięć płynnościowych ani kapitałowych. Wydaje się, że globalna gospodarka wychodzi z dołka. Z USA oraz gospodarek europejskich, może z wyjątkiem Wielkiej Brytanii, dochodzą do nas dobre wiadomości.
Przyjmując założenie, że gospodarka staje na nogi. Na czym bank będzie chciał zarabiać? Ostatni rok to przecież znaczne przedefiniowanie całego sektora.
Pamiętajmy, że kiedy skończą się wysokie rezerwy na ryzyko, tak niski stosunek kosztów do dochodów, jaki udało nam się uzyskać w ciągu ostatniego okresu, będzie stanowił dobrą platformę do dynamicznego wzrostu. Natomiast po sektorze należy oczekiwać powrotu do dawnych reguł gry. Sprowadzają się one do tego, że rośniemy tak szybko, jak pozwalają nam na to zasoby kapitałowe i zasoby płynnościowe. Niewątpliwie można oczekiwać pewnych zmian w regulacjach dotyczących banków, które za sprawą mechanizmów Unii Europejskiej pojawią się i u nas. Można też oczekiwać, że jeżeli pojawią się globalne rozwiązania, to Polska zaadaptuje je do swoich potrzeb. Jako bankowcy będziemy musieli nauczyć się funkcjonować w tych nowych, lekko zmienionych regułach gry.



Co to oznacza w praktyce?
Jeśli chodzi o stronę płynnościową, to wracamy do bankowości tradycyjnej: udzielam tyle kredytów, ile zbiorę depozytów. W sytuacji, kiedy w znacznie mniejszym stopniu można liczyć na zewnętrze źródła finansowania. W Polsce banki nie mają przy tym specjalnie dużo możliwości, jeśli chodzi o stabilne źródła finansowania. Przypomnę, że pakiet zaufania Narodowego Banku Polskiego rozwiązał problem krótkoterminowej płynności, ale nigdy nie był przeznaczony na wsparcie banków od strony bardziej fundamentalnej. Dopóki nie pojawią się z NBP rozwiązania, takie jak wprowadził Europejski Bank Centralny, czyli operacje otwartego rynku na instrumentach korporacyjnych emitowanych przez banki, to nie ma co liczyć na upowszechnienie się tych źródeł finansowania wśród banków czy korporacji.
Zakładamy, że skupu przez NBP obligacji korporacyjnych przez jakiś czas nie będzie. Reasumując, jeżeli depozyty w sektorze bankowym będą przyrastać o 5–10 proc. rocznie, a tak się przewiduje, to będzie można wprost powiedzieć, że działalność kredytowa banków nie będzie przyrastała w tempie większym niż 5–10 proc.
Czyli przychodzi dobry klient korporacyjny, prosi o duży kredyt, a państwo mówią: nie mamy pieniędzy.
Na pewno do pojawienia się nowych rozwiązań na długoterminowe finansowanie będzie to czas, gdy dbać się będzie przede wszystkim o własnych klientów. Aby ten, który jest z nami związany, nie musiał odejść z kwitkiem.
Trudności z kredytem będą hamowały gospodarkę?
Skala tego zjawiska nie będzie tak duża jak w Europie Zachodniej. Portfel kredytowy tamtejszych banków kurczy się dość dynamicznie. Odpowiedzią na to wyzwanie w gospodarkach Europy Zachodniej jest usunięcie banku z roli pośrednika. Bardzo ożywił się rynek obligacji korporacyjnych, które plasowane są na rynku niebankowym. To również jest kierunek, w którym będzie zmierzał polski rynek.
Co będzie z kredytami hipotecznymi?
Pokaźne wyzwanie będą stanowić regulacje wprowadzane na świecie i w Unii. Na przykład jeśli trzydziestoletniego kredytu, będzie można udzielać tylko mając trzydziestoletnie refinansowanie. Jak wiadomo nie ma takich instrumentów. Chyba że rozwinie się ten rynek i znacznie aktywniej wejdą w niego np. fundusze emerytalne.



Czyli nie będzie kredytów?
Nie wierzę w to, że w takiej sytuacji polski sektor bankowy nie znalazłby rozwiązania. Będziemy musieli sobie poradzić z tym wyzwaniem.
Może pan podać jakiś przykład, by banki musiały sobie radzić same?
Popatrzmy na wyzwania płynnościowe z zeszłego roku, rozwiązanie kwestii opcji walutowych, zarządzanie kapitałami banków... Chociaż trzeba przyznać, że w najbardziej gorącym okresie pakiet zaufania NBP, a także zwiększenie gwarancji, którymi objęte są depozyty do 50 tys. euro, ustabilizowały sytuację.
Jak będą wyglądały najbliższe miesiące i lata, jeśli chodzi o gospodarkę polską.
Coraz więcej analityków zgadza się z tym, że w tym roku odnotujemy wzrost gospodarczy rzędu 1 proc. lub trochę więcej. Nasza ocena to 1,5 proc. Możemy być oczywiście dumni, że jako jedyna gospodarka odnotujemy wzrost gospodarczy. Jednak wyhamowanie jest swoją skalą zbliżone do tego, z jakim mamy do czynienia w Europie Zachodniej. To, co wspierało polską gospodarkę, to był przede wszystkim eksport netto. Zagrały klasyczne, książkowe mechanizmy – dzięki temu, że doszło do gwałtownej deprecjacji złotego. Tak zwany eksport netto to nic innego jak stwierdzenie, że nasz eksport malał w stopniu mniejszym niż malał import. Na tym oczywiście bardziej permanentnego wzrostu gospodarczego nie można utrzymywać.
Drugim elementem podtrzymującym polski wzrost gospodarczy była konsumpcja. Ta, jak wiemy, zaczęła wyhamowywać. Czego oczekujemy w najbliższych kwartałach? Dynamicznego, autentycznego, wzrostu eksportu, który będzie pochodną ożywienia gospodarczego w Europie Zachodniej. Myślę, że w miarę szybko powinien odbudować się polski eksport na te rynki, zwłaszcza że mamy wciąż przewagę kosztową polskich produktów ze względu na słabszego złotego.
Większość ekonomistów podkreśla, że w światowej gospodarce najgorsze mamy za sobą. Niektóre znaczące postacie mówią o drugiej fali. Po której stronie pan jest?
Jestem raczej po stronie optymistów, ale trudno jednoznacznie zawyrokować. Obiektywnie rzecz biorąc, pozytywnych sygnałów płynących z gospodarki amerykańskiej jest znacznie więcej niż negatywnych. Wyzwania, które przed nami stoją, to oczywiście, po pierwsze, zarządzanie długiem w taki sposób, aby nie spowodować presji inflacyjnej. Strategie absorpcji tej dodatkowej płynności, która została wstrzyknięta do światowego systemu gospodarczego, to wielkie wyzwanie. Wierzę, że uda się zapanować nad inflacją, ale będzie wymagać to dość sporej koordynacji pomiędzy największymi gospodarkami świata.



Wyniki banków lepsze od oczekiwań
Citibank Handlowy zaskoczył wczoraj dobrymi wynikami za III kwartał – zysk netto grupy wyniósł 285,3 mln zł. Oczekiwania analityków były wyraźnie niższe – z konsensusu opracowanego przez DGP wynikało, że wynik wyniesie 221 mln zł. Lepszy rezultat to w dużej mierze efekt jednorazowego wydarzenia – bank otrzymał zwrot nadpłaconego podatku VAT z lat 2005–2008, co poprawiło zysk brutto o 115 mln zł.
– Wyniki III kwartału to nasz sukces – mówił wczoraj prezes Sławomir Sikora.
Jego zdaniem bank jest dobrze przygotowany do walki na rynku w środowisku odżywającej gospodarki, o czym świadczą chociażby wysokie kapitały. Współczynnik wypłacalności banku po III kwartale należy do najwyższych w sektorze i wynosi ponad 15 proc. Bank chce prowadzić politykę oddawania kapitału akcjonariuszom, deklarował szef Citibanku Handlowego. Z zysku za 2008 rok bank, zgodnie z rekomendacją KNF, nie wypłacał dywidendy. Zdaniem szefa Citibanku wystarczający współczynnik wypłacalności wynosi 10–12 proc.
Wczoraj wyniki podał także Nordea Bank, który w III kwartale zarobił 47,5 mln zł, o ponad 34 proc. więcej niż przed rokiem. Lepszy wynik to efekt podwyższenia marż kredytowych i większych prowizji od kredytów i obsługi kart płatniczych.
qk
*Mariusz Grendowicz
prezes BRE Banku od marca 2008 r. W latach 2001–2006 był wiceprezesem Banku BPH. Wcześniej pracował m.in. w ING Banku, ABN Amro i Citibanku w Londynie