Tak pewien urzędnik Unii Europejskiej scharakteryzował kiedyś model gromadzenia przez Pekin amerykańskich aktywów za pomocą sprzedaży renminbi za dolary, w którym nic nie stoi na drodze gwałtownej i destabilizującej aprecjacji euro. Ten właśnie model postępowania doprowadził w USA do ogromnego deficytu na rachunku bieżącym, którego przeciwwagę stanowiły nadwyżki w większości krajów Azji Wschodniej (w tym Chin), w części państw Europy oraz wśród eksporterów ropy na Bliskim Wschodzie.
Zwrot w dziedzinie kursów walutowych stanowi na pewno niezbędną część ponownego zrównoważenia gospodarki światowej i przemieszczenia konsumpcji w kierunku obszarów nadwyżkowych: to zadanie, które Ben Bernanke, przewodniczący Rezerwy Federalnej, określił niedawno jako „nadzwyczaj pilne”. Jak dotąd mało jest oznak dopuszczania przez Chiny czy inne (prócz Japonii) kraje Azji Wschodniej do znacznej aprecjacji swoich walut. A niedawne doświadczenia innych krajów rozwijających się zapewne ich do tego jeszcze bardziej zniechęcą. – W Azji Wschodniej doszło do pewnej aprecjacji wobec dolara i to trochę pomaga, ale to renminbi stanowi prawdziwą przeszkodę – mówi Mark Williams, ekonomista w firmie doradczej Capital Economics. Wiele państw, w tym Tajlandia, Malezja i Singapur, w ostatnich tygodniach interweniowało werbalnie lub faktycznie na rynkach walutowych, żeby spowolnić umacnianie się własnych walut. Mark Williams podejrzewa, że walucie chińskiej – której kurs w lipcu zeszłego roku ponownie sztywno związano z dolarem, choć przedtem przez parę lat dopuszczano jego ruch w górę – władze pozwolą się umocnić nie wcześniej niż w połowie przyszłego roku. Jak mówi Gerard Lyons, główny ekonomista banku Standard Chartered:
– Do zmiany układu równowagi potrzebny jest płynny kurs walut w dwóch największych obszarach nadwyżek na rachunku bieżącym – na Bliskim Wschodzie i w Azji Wschodniej. Ale to nastąpi raczej później niż wcześniej. – Przypomina on, że podczas wcześniejszych cykli koniunkturalnych występowała silna korelacja między eksportem i nastrojami biznesu w Azji Wschodniej, co zniechęcało tamtejszych polityków do zezwolenia na ograniczającą konkurencyjność eksportu aprecjację walut.



Reklama
Zmiana układu równowagi w gospodarce światowej to nie jest zadanie, które można wykonać przed świętami, i nie sprowadza się ono do kwestii przesunięcia popytu krajowego z USA do Chin. Jak podkreśla Międzynarodowy Fundusz Walutowy, wielkość konsumpcji w Chinach odpowiada zaledwie czwartej części konsumpcji w USA oraz tych krajach europejskich, które również mają duży deficyt rozrachunków bieżących. Z kolei kraje z dużą nadwyżką handlową, jak Niemcy i Japonia (której waluta umocniła się wobec dolara) w ograniczonym tylko stopniu mogą się przyczynić do zmiany układu równowagi, bo ich ludność się starzeje i oszczędza na emeryturę. – Jeśli ta zmiana ma nastąpić przy utrzymaniu w średnim terminie solidnego tempa wzrostu na świecie, powinna objąć dużą grupę krajów rozwijających się – uważa MFW.
Tymczasem obecnie niepokój budzą kursowe skutki wzrostu cen surowców w krajach, które je eksportują. W Brazylii np. spowodował on znaczne zwiększenie wartości eksportu i oraz kursu walutowego, przyciągając pieniądze na giełdę, która w tym roku zwyżkowała o ponad 70 proc. Usiłując pohamować tempo umacniania się waluty, Brazylia przywróciła podatek od zagranicznych inwestycji kapitałowych. Zdaniem Gerarda Lyonsa, kraje południowoazjatyckie obawiają się, że u nich byłoby podobnie i że doprowadziłoby to do pogorszenia nastrojów w biznesie. Dopóki jednak ten splot zależności nie zostanie rozwikłany, dopóty trudno mieć nadzieję, że kursy walutowe odegrają należną im rolę w zmianie układu równowagi, którego istnienie zagraża ożywieniu gospodarczemu.