W życiu nie można mieć wszystkiego – ta maksyma powinna chyba zawisnąć nad biurkiem dyrektora Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. A może już tam wisi? Bo tak jak w latach 2005–2007 generalna dyrekcja głównie modernizowała drogi, zaniedbując nowe inwestycje, tak teraz zaczyna budować coraz więcej dróg ekspresowych i autostrad, zapominając jednak o remontach.
Rozumiem, że wyjątkowo mizerny budżet na łatanie dziur i wyrównywanie kolein na drogach krajowych to wynik ograniczonych wpływów do budżetu. Nie zgadzam się jednak z tym, że pozyskiwanych w kosztowny sposób pieniędzy z emisji obligacji na rzecz Krajowego Funduszu Drogowego szkoda przeznaczać na zwykłe remonty. Drogi krajowe to przecież potężna sieć licząca ponad 17 tys. km. To głównie nimi poruszają się Polacy odwiedzający rodziny czy jadący na wakacje. Tym bardziej że na sieć autostrad i dróg ekspresowych musimy jeszcze poczekać. W przyszłym i 2011 roku przybędą nam zaledwie 173 km autostrad. Dopiero w 2012 roku drogowcy oddadzą 790 km. Oby do tego czasu krajówki nie przypominały szwajcarskiego sera. Bo przecież do autostrady też trzeba jakoś dojechać.