Później było już znacznie słabiej. W najwyższym punkcie WIG20 znalazł się na poziomie 2388 pkt - niewiele poniżej tegorocznego szczytu sprzed kilku tygodni. A ponieważ styl ostatnich wzrostów bardziej przypomina korekcyjne odbicie niż uderzenie popytu, to naturalnym odruchem jest sprzedaż akcji przy okazji wysokich cen (po wyznaczeniu nowego szczytu, co równoznaczne byłoby z przekonującym powrotem do trendu wzrostowego, zawsze można akcje odkupić) i ponowne zejście indeksu w okolice wczorajszego otwarcia.

Symptomatyczne, że rynek nie poderwał się po publikacji danych o deficycie obrotów bieżących, który był znacznie niższy niż się tego spodziewano. Być może zwyciężyła interpretacja tej figury (powstałej dzięki dobrej postawie eksporterów) jako jednorazowego wyskoku niż trwałej tendencji. Nie mniej złoty reagował na dane NBP pozytywnie. Giełda mocniej uzależniona jest jednak od postawy innych parkietów. A w Europie mieliśmy bladozielone nastroje na większości rynków ze wzrostem indeksów nie większym niż 0,2 proc. Tak samo zachowywały się rynki amerykańskie w godzinę po ich otwarciu.

W tej sytuacji końcowy wzrost WIG20 na fixingu i tak należy uznać za przyjemną niespodziankę. Z rynkowych wydarzeń warto wspomnieć o 5-proc. wzroście LPP po publikacji wyników (słaby zysk netto, ale dobry operacyjny) i poprawie notowań Biotonu. Frakcja inwestorów widząca w zmianie prezesa spółki szansę na poprawę jej notowań osiągnęła w tych dniach przewagę.

Notowania pary euro/dolar miały raczej leniwy charakter. Na koniec dnia euro kosztuje 1,50 USD - tyle samo co wczoraj. Złoty miał więcej wigoru, a to za sprawą wspomnianych danych z NBP (dla porządku - deficyt obrotów bieżących wyniósł 57 mln EUR, a oczekiwano 9-krotnie wyższego). Dolar spadł poniżej 2,80 PLN po raz pierwszy od dwóch tygodni. Euro potaniało do 4,17 PLN i także jest najtańsze od dwóch tygodni. Powoli można się zastanawiać, czy euro złamie łagodnie nachylony trend wzrostowy widoczny na wykresie od dwóch miesięcy. Frank spadł o 0,4 proc. do 2,761 PLN i również jest najtańszy od 25 października.

Reklama

Nieruchomy dolar sprawia, że i na rynku surowcowym teoretycznie powinno być spokojnie. Ropa podrożała jednak o 1,2 proc. i ponownie kosztuje powyżej 80 dolarów za baryłkę crude. Bariera 80 dolarów jest jednak przekraczana równie łatwo co granica meksykańska przez nielegalnych imigrantów, wobec czego nie można już mówić o jakiejkolwiek barierze psychologicznej czy technicznej na tym poziomie. Złoto utrzymało swoją wczorajszą zdobycz - kosztuje powyżej 1100 dolarów za uncję. Konkretnie 6 dolarów więcej. Miedź nie zmieniła ceny wobec wczorajszego zamknięcia. Przynajmniej ona jest wierna dolarowi.