Sytuacja finansowa kredytobiorcy, tj. wysokość jego dochodów, sposób i pewność ich uzyskiwania oraz stan majątkowy są podstawą do oceny możliwości do spłaty. Jeśli obciążenia z tytułu kredytu wielokrotnie przekraczają dochody klienta, to trudno uznać, że klient posiada odpowiednią zdolność kredytową – konsekwencją może być nadmierne obciążenie finansowe i utrata zdolności do obsługi zadłużenia. O tym między innymi przypominaliśmy bankom w czerwcu ubiegłego roku, zwracając uwagę na czynniki ryzyka związane z tzw. lewarowaniem, czyli właśnie pożyczaniem pieniędzy na zakup akcji.
Modelowo zabezpieczenie kredytu powinno występować w obiektywnej wartości już w momencie ubiegania się o kredyt. Akceptowanie zabezpieczeń, które mogą powstać dopiero po wypłacie środków z kredytu, jest obciążone znacznym ryzykiem.
Podobnie jest z wysokim poziomem dźwigni finansowej. Przyjmowanie jako przesłanki do zaniżania ekspozycji kredytowej założenia, że nastąpi znaczna, np. ponad 95-procentowa, redukcja ofert przy zakupie akcji na rynku pierwotnym, trudno nazwać konserwatywnym podejściem. Nie można bowiem wykluczyć sytuacji, w której rzeczywisty popyt i skala redukcji zapisów będą niższe, a w konsekwencji kwota kredytu wielokrotnie przewyższy zdolność klienta do jego spłaty. Z punktu widzenia banku taki kredyt staje się w praktyce inwestycją w akcje, stanowiące zabezpieczenie kredytu. A jeśli giełdowa cena akcji ukształtuje się poniżej oczekiwań, bank musi się liczyć z istotną stratą. Powstaje pytanie, czy lokowanie przez bank środków deponentów w giełdowe spekulacje jest bezpieczne i odpowiedzialne. A w związku z tym – czy decyzja o zaangażowaniu nie powinna być jednak poprzedzona analizą spółki i otoczenia rynkowego, dokonaną przy konserwatywnych założeniach?
Lewarowanie może mieć także dalej idące konsekwencje. Kredyty na zakup akcji są z reguły spłacane balonowo – jedną większą ratą na koniec okresu kredytowania. Przy dużej skali lewarowania może to doprowadzić do powstania na rynku przewagi podaży nad popytem i znacznego spadku kursu akcji. Niski poziom notowań skłania kredytobiorców do zwlekania ze sprzedażą akcji, co z kolei powoduje ograniczenie podaży, więc wyrównanie popytu z podażą następuje na niższym poziomie cenowym. Problem się pogłębia. Równocześnie kredytobiorcom brakuje środków na spłatę kredytu (skoro nie sprzedają tych akcji, a nie mają innych środków), pojawiają się opóźnienia w regulowaniu zobowiązań, rosną tzw. złe kredyty w portfelach banków.
Reklama
Świadomość istnienia wszystkich tych ryzyk powinna skłonić instytucje finansowe do przygotowania się na wystąpienie pesymistycznego scenariusza. Postępowanie banków i współpracujących z nimi firm inwestycyjnych w tym zakresie jest i nadal będzie przedmiotem zainteresowania w toku standardowych inspekcji przeprowadzanych przez nadzór.
Ale rozsądek i umiar powinni zachować także inwestorzy biorący udział w ofertach publicznych. Skorzystanie z kredytu przy zakupie akcji jest związane z dodatkowymi kosztami i przed podjęciem ostatecznej decyzji warto dokładnie policzyć, przy jakim poziomie kursu akcji po debiucie lewar się opłaci.