Ostatnie miesiące to dla światowych producentów samochodów, takich jak General Motors, czy Ford, okres pełen niepewności. Z jednej strony, na skutek ożywienia gospodarki światowej rośnie popyt na wytwarzane przez nich dobra, z drugiej zaś, muszą poradzić sobie z coraz trudniejszą sytuacją w Indiach, gdzie są one w dużej części wytwarzane. Coraz częściej bowiem, pracujący w hinduskich fabrykach robotnicy wyrażają swoje olbrzymie niezadowolenie z warunków pracy, niskich płac i niewystarczających racji żywnościowych, organizując strajki.

Dotychczas mieszkańcy krajów słabo rozwiniętych i pracujący na rzecz zagranicznych właścicieli bardzo rzadko decydowali się na tak bezpośrednie formy walki z nadużyciami. Dzisiaj strajki doprowadzają do znacznych zaburzeń płynności w dostawach do innych fabryk, zlokalizowanych głównie w Stanach Zjednoczonych, czy Kanadzie, a nawet do ich zamykania. Na początku listopada zakończył się trwający 45 dni strajk przeciwko firmie Rico. W konsekwencji musiała ona zamknąć swoje fabryki w Delta Township, w Michigan. Podobnie jak firma Ford, która na skutek przestojów w produkcji w Azji zmuszona była do zamknięcia fabryk w Chicago i Ontario, w Kanadzie.

Międzynarodowe koncerny zdają sobie sprawę, jak duże znaczenie w ich procesie produkcyjnym odgrywają hinduskie fabryki. Przede wszystkim, przeniesienie procesu wytwarzania do Azji to znacząca redukcja kosztów. Jak sami przyznają koszty pracy w Indiach stanowią zaledwie 10 proc. kosztów, które trzeba by zapłacić w Stanach Zjednoczonych, zaś ceny surowców są ok. 11 proc. niższe. Jednak jak zapowiadają, jeśli sytuacja nie ulegnie poprawie i częstotliwość wybuchów kolejnych strajków nie zmniejszy się, wtedy będą zmuszeni do przeniesienia produkcji do innych krajów azjatyckich np. Tajlandii, czy Chin.