Niektórzy analitycy sądzą, że to już szczytowy poziom jego cen, inni natomiast są przekonani, że mogą one pójść jeszcze w górę. Od sierpnia 1999 r., gdy złoto było najtańsze od 20 lat (252,3 dol. za uncję), jego cena wzrosła o 336 proc. Jednym z czynników wspierających tę zwyżkę jest zmiana nastawienia banków centralnych, z których część uważa zakup złota za dobry sposób ograniczenia udziału dolarów w rezerwach walutowych. Przez wiele lat banki centralne były sprzedawcami złota w ujęciu netto. Już nie są: na początku roku wyszło na jaw, że chińskie zapasy złota niemal się podwoiły. Kupowała je nawet Sri Lanka, choć w skromnych ilościach.
Michael Lewis, analityk w Deutsche Bank, zauważa, że większość banków centralnych z krajów rozwijających się zaledwie 10 proc. rezerw walutowych trzyma w złocie. Zestawiwszy te dane z listą głównych posiadaczy obligacji skarbowych USA, dochodzi on do wniosku, że grupę silnych kandydatów do kupna kruszcu stanowią Chiny, Japonia, Rosja, Tajwan, Indie Singapur, Brazylia i Korea. – Spodziewamy się, że po raz pierwszy od 1999 roku banki centralne będą w nadchodzącym roku nabywcami złota netto – mówi.Zmiana podejścia banków centralny odzwierciedla zwrot, jaki w ciągu ostatniej dekady nastąpił wśród producentów i spekulantów.

Cenowe prognozy

Steve Ellis, menedżer funduszy w RAB Capital, twierdzi, że pod koniec lat 90. XX wieku producenci złota grali na zniżkę jego cen, podobnie jak fundusze arbitrażowe. – Dzisiaj sytuacja jest całkowicie inna – mówi.
Reklama
Według uczestników konferencji Stowarzyszenia Londyńskiego Rynku Kruszców możliwe jest dalsze umocnienie ceny złota. W ankiecie przewidywali, że we wrześniu 2010 może ona sięgnąć 1181 dol. Na rynku opcji złoto w transakcjach uprawniających do kupna kosztuje 1200 dol. za uncję. Jednak fakt, że nastroje rynku są tak uderzająco optymistyczne, może niepokoić niektórych inwestorów.

Sztabka zamiast kolii

Naprawdę słaby punkt stanowi natomiast rynek biżuterii, na który w zeszłym roku przypadało 57 proc. całkowitego popytu na złoto. W II kwartale globalny popyt na biżuterię zmalał o 22 proc. w ujęciu rocznym. Niepokojąco wygląda zwłaszcza sytuacja w Indiach, największym na świecie rynku biżuterii. Zakupy na tegoroczne święto Diwali rozczarowały, a wcześniej, w II kwartale, popyt spadł o 31 proc. Niektórzy dilerzy martwią się, że na rynku indyjskim zachodzą zmiany strukturalne, bo tradycyjni wytwórcy złotej biżuterii stykają się z coraz ostrzejszą konkurencją o pieniądze konsumentów ze strony projektantów nowoczesnej biżuterii, a także producentów samochodów.
Ale na Zachodzie niewiele wskazuje na spadek entuzjazmu klientów detalicznych wobec złota; może być nawet odwrotnie, o czym świadczy decyzja Harrodsa, prestiżowego magazynu londyńskiego, o rozpoczęciu jego detalicznej sprzedaży. – Jak dotąd jesteśmy bardzo zadowoleni z popytu – mówi Chris Hall z Harrodsa. Według niego klientów bardziej interesują sztabki niż monety; najpopularniejszym wyrobem są sztabki stugramowe, które kosztują około 2269 funtów. Podobnie jest w Nowym Jorku. Michael Kramer, prezes handlującej złotem firmy MTB, mówi: – Około 85 proc. naszych klientów to właśnie kupujący, a wydatki na poziomie od 10 do 50 tys. dol. to nic nadzwyczajnego. Ludzie mówią sobie: skoro jest taka hossa, to dlaczego miałaby się zaraz zatrzymać?

Potrzebna ostrożność

Rynek wspierają także inwestujący w giełdowe fundusze (ETF), oparte na złocie, które po wybuchu kryzysu finansowego stały się jednym z głównych sprawców gwałtownego wzrostu popytu na ten kruszec. Ilość złota w posiadaniu tych funduszy wzrosła w tym roku o 46,3 proc., do rekordowego poziomu 1748,3 ton, zaledwie o 13,2 tony mniejszego niż w szczytowym momencie kryzysu w październiku zeszłego roku. Niektóre fundusze arbitrażowe zapewniają sobie możliwość kupna kruszców w formie fizycznej, stawiając na osłabienie dolara i funta wskutek nadmiernie łagodniej polityki pieniężnej.
David Rosenberg, główny analityk w kanadyjskiej firmie zarządzającej majątkiem Gluskin Sheff, uważa, że ceny złota mogą się „podwoić na nawet potroić”, gdyby kruszec ten stał się potrzebny do sfinansowania programów stymulowania gospodarki poprzez politykę pieniężną. Zdaniem jednak Steve'a Ellisa z RAB te obawy są przesadzone, a dla rynku złota groźniejsze byłyby błędy w polityce pieniężnej, prowadzące do deflacji albo bardzo głębokiej recesji. – W ciągu całej mojej kariery stawiałem na zwyżkę cen złota, ale teraz jestem ostrożniejszy – dodaje.