Dane te wypadły zdecydowanie lepiej od prognoz ekonomistów, którzy szacowali, że japońska gospodarka mogła powiększyć się mniej więcej o tyle samo, co w poprzednim kwartale, tj o ok. 0,6 proc. kw/kw. Wzrost na poziomie 1,2 proc. kw/kw oznacza, że PKB przedstawiony w taki sposób jak publikują go Amerykanie (tzn. w ujęciu annualizowanym) wyniósł +4,8 proc. i teoretycznie spełniony został warunek wyjścia z recesji.

Oznaki odwilży gospodarczej widać właściwie w każdym segmencie, jednak sceptycy mogą szybko wysuwać kontrargumenty. Nie ma sensu spekulować, co by było, gdyby rząd Japonii wydał na infrastrukturę ok. 25 mld jenów, a w tym samym czasie USA nie uruchomiły dopłat do nowych samochodów. Faktem jest, że wzrosła produkcja przemysłowa i jest już "zaledwie" o ok. 20 proc. niższa niż przed rokiem. Poprawiły się także konsumpcja, odpowiadająca za ok. połowę PKB i eksport, a na rynku pracy we wrześniu bezrobocie spadło do 5,3 proc.

Bardziej słuszną tezą niż ta o zakończeniu najdłuższej recesji w Japonii od czasu Wielkiej Depresji (i nie mówimy tu o zdrowiu psychicznym tokijczyków), byłaby teza o przerwaniu recesji. Zarówno Bank Japonii, jak i premier sugerują, że ze względu na nadpodaż towarów, utrzyma się presja na spadek cen i deflacja potrwa przynajmniej do 2011 r., a największym ryzykiem dla gospodarki jest usunięcie wparcia państwa. Tyle tylko, że zadłużenie jest już dwukrotnie wyższe niż PKB, a rządząca partia rozważa obniżenie podatków, co z pewnością nie pomoże zredukować obciążenia finansowego. Na rynku instrumentów pochodnych koszt zabezpieczenia przed nie wywiązaniem się Japonii z zobowiązań wzrósł od sierpnia prawie dwukrotnie. Ubezpieczenie każdych 10 milionów USD obligacji kosztuje ok. 76 tys. USD rocznie.

W poniedziałek NIKKEI kończył sesję lekko powyżej kreski (+0,2 proc.), natomiast kontrakty terminowe na WIG20 wskazywały na rozpoczęcie dnia wzrostami wystarczającymi do ustalenia tegorocznych rekordów. Złoty umocnił się o 0,3 proc. względem franka i euro, a dolar potaniał o 0,7 proc.

Reklama