Ostatnie dni przebiegały w niezwykle byczym nastroju i nawet same niedźwiedzie argumenty nie trafiały do inwestorów. Dzisiaj się to poniekąd zmieniło i bardzo źle odebrano informacje o zdecydowanie gorszych od prognoz danych z amerykańskiego rynku nieruchomości. Duży wpływ miały tutaj kończące się wkrótce dotacje dla kupujących swój pierwszy dom i nie przejmowano się w ogóle informacją, iż będzie ona przedłużona, a nowe budowy pewnie wkrótce zareagują na to pozytywnie. Wydaje się, że brakuje tutaj rynkowi logiki, ale nie do końca jest to prawdą. Otóż po poniedziałkowym wyskoku notowań niewiele oddaliliśmy się od oporów i indeksy po prostu załamały się pod własnym ciężarem. Dane były tylko pretekstem. Zresztą na moment pisania komentarza opór w USA na poziomie 1100 punktów jeszcze się bronił, więc sytuacja nie jest jeszcze przesądzona. Byki łatwo się nie poddadzą i już nie raz niedźwiedzi wyprowadzały w pole.

Na polskim rynku sytuacja wygląda nieco gorzej. Poniedziałkowa luka hossy została już praktycznie zamknięta co pozytywnie nie może być odebrane. Co ciekawe Warszawa była parkietem, który najbardziej się przejął gorszymi danymi zza oceanu. Inne giełdy co prawda również zareagowały negatywnie, ale miały z czego spadać. Na GPW już przed publikacją dominował kolor czerwony, a spadek o ponad 2 proc. na zamknięciu wyróżniał się bardzo negatywnie na tle innych indeksów. Trzeba powiedzieć sobie jasno, iż GPW silna nie jest. Na rynku walutowym złoty nieco słabnie i to podczas gdy eurodolar próbuje wypracować wzrosty. Widać gorsze nastroje na parkietach połączone z już dość drogim złotym nie zachęcają do dalszych zakupów naszej waluty. Wzrosty eurodolara sugerują natomiast, że spadki na giełdach mogą być nic nie znaczącą realizacją zysków. Tak się stanie jeśli wsparcie S&P500 na poziomie 1100 punktów wytrzyma napór jak na razie nie do końca zdeterminowanej sprzedaży.