Według mnie ten pretekst jest niezbyt poważny. James Bullard nie reprezentuje poglądu Fed, a jedynie swój własny. To przede wszystkim czekanie na „czarny piątek”, czyli dzień po Święcie Dziękczynienia, kiedy to sieci sprzedaży detalicznej dopiero zaczynają przynosić zysk (umowny początek rajdu św. Mikołaja) poprawiało nastroje.

Bykom pomagał też trochę raport z rynku nieruchomości. Okazało się, że w październiku sprzedaż domów na rynku wtórnym wzrosła aż o 10,1 procent – do poziomu najwyższego od 2,5 lat. W listopadzie pierwotnie miał się kończyć program dopłat do kupna domów dla nabywców, którzy kupują po raz pierwszy. Wcześniej w tym miesiącu Kongres jednak działanie tego programu przedłużył do 30 kwietnia i poszerzył (teraz można skorzystać z ulgi po 5 latach posiadania domu). Nabywcy jednak nie wiedzieli czy program zostanie przedłużony i stąd ten wzrost wolumenu. Należy założyć, że przyszła dane będą przez to dużo słabsze. Odnotować też trzeba, że mediana cenowa spadła nie tylko rok do roku (7 proc.), ale również w stosunku do poprzedniego miesiąca (2 procent). Te wątpliwości i spadek ceny znacznie zmniejszały wpływ raportu.

Na rynku akcji indeksy już od początku sesji gwałtownie ruszyły na północ. S&P 500 bardzo szybko zaatakował opór w okolicach 1.115 pkt., ale byki były zbyt słabe. Od tego momentu indeksy osuwały się przez 4 godziny. Dopiero na dwie godziny przed końcem sesji byki znowu zaatakowały. Niewiele z tego wyszło, ale i niedźwiedzie nie miały siły. Ponad jednoprocentowe wzrosty indeksów zapowiadają atak na opór, ale potrzebne są do tego mocniejsze impulsy ze strony danych makro. Będzie ich we wtorek i środę mnóstwo.

GPW rozpoczęła poniedziałkową sesję od dużego wzrostu WIG20. Była to reakcja na wzrosty indeksów na innych giełdach, co z kolei było przede wszystkim wynikiem czekania na amerykański „czarny piątek”, od którego zazwyczaj rozpoczyna się tzw. raj św. Mikołaja. Najmocniejszy był oczywiście sektor bankowy i surowcowy. Po osiągnięciu maksimum indeks zaczął się powoli osuwać, ale nie był to groźny proces. Po prostu czekano na nowe impulsy, więc nic dziwnego, że przed południem rynek wszedł w fazę konsolidacji, chociaż nadal widać było, że podaż ma ochotę indeks obniżyć. Ten marazm skończył się na pół godziny przed rozpoczęciem sesji w USA. Perspektywa dużych wzrostów indeksów na amerykańskich giełdach zmusiła popyt do działania. WIG20 ruszył na północ, a bardzo dobry raport z rynku nieruchomości w USA zwiększył skalę zwyżki, dzięki czemu WIG20 wzrósł o 2,7 procent. Minusem był niezbyt duży obrót, co pozostawia niedosyt, ale bardziej istotne byłoby, żeby wzrósł wtedy, kiedy pokonywany będzie opór.

Reklama