Dzięki widocznym już początkom ożywienia na Zachodzie Europa Środkowo-Wschodnia będzie powoli wracać na ścieżkę wzrostu. Będzie on jednak przez kilka lat skromniejszy niż dotąd - mówi w rozmowie z Dziennikiem Gazetą Prawną Peter Sanfey, ekonomista Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju.

W najnowszym raporcie EBOiR czytamy, że Europa Środkowo-Wschodnia będzie wychodziła z kryzysu dłużej niż zachodnia część Starego Kontynentu. Skąd to przekonanie?

PETER SANFEY*:
Recesja uderzyła w obszar byłego bloku wschodniego dużo mocniej niż w Zachód. Dla nich to nie jest pierwszy cykl gospodarczej dekoniunktury, któremu trzeba stawić czoła. Za to kraje posttransformacyjne takiego ekonomicznego szoku nie przeżyły od czasu przestawienia się na kapitalizm na początku lat 90.
Dlaczego niektóre państwa byłego bloku wschodniego bardziej dotknął kryzys, a inne – jak na przykład Polska – przechodzą go jak dotąd stosunkowo łagodnie.
Reklama
Rzeczywiście aż pięć krajów tej części świata: Litwa, Łotwa, Estonia, Ukraina i Armenia, zanotowały w 2009 dwucyfrowy spadek PKB. To tym bardziej bolesne doświadczenie, że większość z gospodarek posttransformacyjnych przez ostatnią dekadę rosła w tempie kilku do kilkunastu procent rocznie. Tamten wzrost był możliwy głównie dzięki otwarciu swoich gospodarek na zachodni kapitał. W czasie najnowszego kryzysu tendencja się odwróciła. Ci wszyscy, którzy jak na przykład Bałtowie zbyt mocno uzależnili się od napływu pieniędzy z Zachodu, zapłacili za to wysoką cenę. Szczególnie mocno było to widoczne w pierwszym kwartale, gdy załamał się eksport, podrożały kredyty w walutach obcych, a zachodni kapitał spekulacyjny zaczął zwijać swoje interesy w tej części świata. Z kolei w krajach takich jak Ukraina, Rumunia czy Rosja zawiodły instytucje i zemściło się odkładanie niepopularnych reform rynkowych.
Polska jako jedyny kraj w tej części Europy będzie miała wzrost gospodarczy. Na czym polegał polski wyjątek?
Polska wkroczyła w kryzys z silniejszymi ekonomicznymi podstawami. Gospodarka jest od lat rozwijana w sposób wyważony, to znaczy nie za bardzo uzależniona od eksportu ani od zagranicznego kapitału. Opłaciła się dyscyplina budżetowa i zdały egzamin dojrzalsze niż gdzie indziej instytucje.
Czy kraje Europy Środkowo-Wschodniej miałyby większe szanse na bezbolesne przetrwanie kryzysu, gdyby już dziś en bloc należały do obszaru wspólnej unijnej waluty euro?
Przykład Słowacji i Słowenii, dwóch nowych członków UE posługujących się euro, nie pozwala dać jednoznacznie twierdzącej odpowiedzi na to pytanie. Oba kraje zaliczyły przecież znaczący spadek PKB, bo euro nie mogło ochronić ich przed spadkiem produkcji. Na Słowaków, czołowych producentów samochodów w tej części Europy, dodatkowo działało negatywnie uzależnienie od tego sektora, który przeżywa przecież swoje najczarnejsze dni. Uzależnionym od eksportu Słoweńcom euro wręcz przeszkadzało. Ale trzeba też zwrócić uwagę na drugą stronę medalu. Obu gospodarkom na dłuższą metę opłaci się wymagana w strefie euro dyscyplina budżetowa. Możliwość płacenia wspólną walutą zwiększa też ich wiarygodność i sprawia, że zachodni kapitał nie ucieka stamtąd tak łatwo.



Na Łotwie obserwowaliśmy już wybuch społecznego niezadowolenia. Czy jeśli sytuacja się nie polepszy, Europie Środkowej grozi powtórka z tego scenariusza?
W naszym raporcie dokładnie analizujemy to zagrożenie. Owszem zdarzały się demonstracje. Ale generalnie nie przewidujemy odwrócenia się wschodnich Europejczyków od wolnego rynku. Mieszkańcy tej części świata psychologicznie znieśli ten kryzys bardzo dobrze. Zaakceptowali fakt, że kryzys ma charakter globalny i jest nieodłączną częścią kapitalizmu, która nie zdarza się codziennie. Odwrotu od kursu przyjętego po roku 1989 nie będzie. Martwi nas za to inne zjawisko.
Jakie?
Według naszych analiz dzięki widocznym już początkom ożywienia na Zachodzie Europa Środkowo-Wschodnia będzie powoli wracać na ścieżkę wzrostu. Będzie on jednak przez kilka lat skromniejszy niż dotąd. Martwi nas, że w tej sytuacji rządy mogą porzucić zapał do dalszego reformowania swoich systemów gospodarczych. Bo jak wiadomo, reformuje się lepiej, gdy jest szybki wzrost i optymizm. A w większości krajów postkomunistycznych jest tu jeszcze wiele do zrobienia.
Co konkretnie?
Nie należy zapominać, że transformacja w kierunku kapitalizmu nie dokonuje się z dnia na dzień po ustanowieniu rynków, giełdy i przesunięciu odpowiedzialności za życie gospodarcze z państwa na sektor prywatny. Trzeba nadal pracować nad lepszym klimatem dla przedsiębiorców, lepszą biurokracją czy walką z korupcją. Tempo wzrostu gospodarczego tej części świata decyduje się przecież na tym newralgicznym styku sektora prywatnego i państwa.
Nie ma powrotu do dwucyfrowego wzrostu PKB
Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju ostrzega, że gospodarki Europy Środkowo-Wschodniej czeka długie wychodzenie z kryzysu gospodarczego. – W tym roku kraje byłego bloku wschodniego doświadczyły najgłębszego szoku od czasu przestawienia się na gospodarkę rynkową na początku lat 90. Aż pięć z nich: Litwa, Łotwa, Estonia, Ukraina i Armenia, zaliczyły dwucyfrowy spadek PKB, a większość doświadczyła ogromnych spadków w poziomie produkcji przemysłowej i skokowego wzrostu bezrobocia. Region będzie wychodził z kryzysu wolniej niż reszta Europy – czytamy w obublikowanym właśnie Raporcie o Transformacji londyńskiej instytucji międzyrządowej zajmującej się badaniem i pobudzaniem rynkowych reform w Europie Środkowo-Wschodniej. Według ekonomistów EBOiR w 2010 roku Wschód będzie stopniowo wracał na ścieżkę wzrostu gospodarczego. O rozwoju w znanym z poprzedniej dekady tempie kilku lub kilkunastu procent PKB należy jednak na razie zapomnieć.
*Peter Sanfey, ekonomista Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju. Jeden z autorów tegorocznego Raportu o Transformacji
ikona lupy />
Europa Wschodnia w kryzysie / DGP